Publikuję kolejny film z Siewiernego. Umieszczam materiał w tym
miejscu, ponieważ, tak jak poprzednio,
zastanawia mnie treść nagrania.
Według relacji osób od których dostałem materiał, film został nagrany
kilka minut po katastrofie. Materiał zastanawia mnie, przede wszystkim ze
względu na dziwne zachowanie strażaków, którzy pojawiają się na nagraniu.
Kilka słów wprowadzenia;
Jednostka strażacka usytuowana jest tuż obok
lotniska. Od miejsca w którym strażacy znajdują się na filmie do miejsca gdzie stacjonują dzieli ich może 200 metrów . Lotnisko na co dzień jest
praktycznie nieczynne. Bardzo rzadko przyjmuje samoloty. Czasami wojskowe
transportowce. Jeszcze rzadziej dochodzi tam do jakiegokolwiek incydentu, nie wspominając o katastrofie.
Domyślam się więc, że
strażacy stacjonujący przy lotnisku nie często słyszą dźwięk alarmu. No chyba,
że wprzęgnięci są w system miejski, ale tego nie wiem. Jedno jest jednak pewne,
że nie co dzień ratują ludzi z katastrofy
lotniczej.
Dalej. Strażacy, którzy 10 kwietnia pełnili służbę przy lotnisku powinni, bez jakiejkolwiek zwłoki rzucić się do akcji ratowniczej.
Tymczasem na filmie „wieje nudą”. Strażacy nie bardzo wiedzą co mają robić, nie
widać w ich działaniu pośpiechu czy nadzwyczajnej mobilizacji właściwej takim
zdarzeniom. Samochody strażackie stoją
daleko od miejsca katastrofy. Nie mogły podjechać bliżej? Ugrzęzły w błocie?
Nie wydano rozkazu? Ktoś wydał zakaz zbliżania
się do miejsca katastrofy? A może strażacy uznali, że nie ma kogo i czego
ratować?
Podobnie jak z poprzedniego
filmu, który zamieściłem, z nagrania bije dziwny spokój. Przecież kilkadziesiąt
metrów dalej rozbił się polski samolot, przecież zginęli ludzie. Prezydent. Szok? Paraliż? Nie rozumiem tej sytuacji.
A teraz mała analiza.
Za każdym razem pisząc na temat związany z katastrofą przyjmuję założenia, których się trzymam i co
do których mam wewnętrzne przekonanie:
1.
Premier
polskiego rządu nie planował katastrofyTu 154.
2.
Polski rząd
i opinia publiczna są dziś przedmiotem
skomplikowanej gry zaplanowanej na bazie wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku a
obliczonej na szkodę polskim interesom i wizerunkowi.
Pierwsze
założenie samo w sobie jest z gatunku ciężkich, ale sformułowałem go ponieważ
wiele osób sufluje tezę przeciwną.
Drugie natomiast jest oczywiste.
Nie mam
zamiaru pisać o przyczynach katastrofy. To bardzo skomplikowana materia i zadanie na inny czas. Niczego nie wykluczam, ale
wiele rzeczy odrzucam.
Dlaczego przyjąłem takie założenia?
Jako dziennikarz analizujący całą sprawę i posiadający wiele informacji i materiałów mam przekonanie, że
zdarzenia , które zaistniały już po tragedii, a które mniej lub bardziej są z nią związane
obliczone są na rozgrywanie i szkodzenie polskim interesom. Wymienię kilka.
1.
Śmierć Remigiusza
Musia, technika pokładowego JAK - a,
który lądował w Smoleńsku tuż przez TU 154 101
2.
Śmierć
generała S. Petelickiego
3.
Śmierć
operatora jednej z polskich telewizji , który zarejestrował materiał tuż przed i po katastrofie.
4.
Śmierć
urzędnika MSZ – tu zeznającego na temat
palenia rzeczy należących do ofiar katastrofy w budynku należącym do MSZ – tu.
5.
Publikacje w Internecie zdjęć zmasakrowanych
ofiar katastrofy (w Rosji i w Polsce przez
członków Ruchu Palikota).
6.
Skandal z
ekshumacjami ciał ofiar, który jest pokłosiem działań Rosjan w Moskwie.
7.
Nieprawdziwa
Informacja o pijanym generale Błasiku wpływającym na decyzje pilotów.
8.
Promowanie fałszywej
teorii o błędach polskich pilotów
9.
Promowanie nieprawdziwej
wersji o naciskach Lecha Kaczyńskiego na pilotów lotu do Smoleńska a także w
innych przypadkach..
10.
Sprawa zwrotu
wraku - jej bezczelne rozgrywanie .
11.
Umycie przez
Rosjan wraku, odnalezione ślady trotylu.
Każda z wymienionych przed chwilą śmierci w jakimś stopniu w wopinii wielu osób obciąża
władze, czyli w powszechnym rozumieniu
rząd. Każde, na pozór niezwiązane z tragedia zdarzenie z tej prowizorycznej listy natychmiast
( w naturalny sposób)zapisywane jest
na niekorzyść rządu. Efekt - coraz
głębszy podział społeczny uniemożliwiający jakiekolwiek porozumienie. Coraz ostrzejsze
podziały polityczne powodujące radykalizacje postaw. Komu to służy? Tracą rząd i opozycja. Kto więc zyskuje? To jasne.
W pierwszych godzinach po
takiej katastrofie premier musiał
konsultować swoje działania i decyzje . Musiał zawierzyć swoim doradcom i korzystać z analiz
i płynących z nich wniosków, które przygotowywały nasze służby specjalne. Dziś
błędy popełnione po katastrofie mszczą się niemiłosiernie. Jedna niewłaściwa
decyzja rodzi fatalne skutki. Kilka złych decyzji rodzi lawinę fatalnych skutków.
Przyjęcie złych założeń opartych na niewłaściwej analizie sytuacji doprowadza do wrzenia opinię
publiczną i rodziny ofiar. I tak od dwóch i pół roku. Premier krok po kroku zapada
się w bagno oskarżeń. Nie zamierzam usprawiedliwiać jego działań . Zbiera owoce swoich złych decyzji, także personalnych. Mnie interesuje natomiast kwestia najbliższego kręgu doradców ( współpracowników)premiera.
Ciekawi niezmiernie zagadnienie pewnej
wrocławskiej kancelarii, zaangażowanej w działania prawne tuż po katastrofie. Interesują
mnie osoby z AW, które (jak mniemam) przeoczyły kilka istotnych informacji i faktów, majacych
miejsce zaraz po katastrofie. Dziwne
zaginięcia, kradzieże, pobicia. Równie zajmująca jest struktura nominacji
urzędniczych przed katastrofą a które
wynikały z długoletnich znajomości.
Nominacje te są także wynikiem działań wielu doradców, wśród których odnaleźć
można niezwykle ciekawe postaci. Być może premier w tym kontekście powinien zanalizować pewien ukraiński
aspekt, pozornie nie związany z katastrofą?
Czy polski premier jest
obiektem manipulacji? Czy jego błędy wynikają z niewłaściwej oceny sytuacji a
ta jest efektem błędnych analiz i informacji,
które do niego trafiają. Czy premier poradzi sobie z tą sytuacją? Wydaje sie ,że jedynm rozwiązaniem jest stanięcie na gruncie prawdy, nawet najtrudniejszej i zmiany personalne . Wiadomo jakie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz