środa, 23 lipca 2014

katastrofa malezyjskiego boeinga 777 - modus operandi


Kilka miesięcy temu na tym blogu opisałem sekwencje zdarzeń jaka według mojej wiedzy miała miejsce  tuż po katastrofie polskiego, rządowego samolotu w Smoleńsku. Sekwencja dotyczyła identyfikacji (a w zasadzie jej braku) ciał ofiar, które w katastrofie zginęły.

W skrócie chodziło o to, że według informacji, które zdobyłem  nasze służby i prawdopodobnie także najwyższe władze wiedziały o zamianie ciał. Wiedziały i nie zareagowały. Poniżej link do tekstu.

http://przemekwojciechowski.blogspot.com/2012/11/agencja-wywiadu-wiedziaa-o-zamianie-cia.html

Wiele na to wskazuje, że przynajmniej w kilku wypadkach Rosjanie zamiany dokonali  w sposób świadomy. Jak pisałem, wiedza o tym fakcie w  zaszyfrowanym dokumencie trafiła do Warszawy jeszcze tego samego dnia. Nie chcę w tym miejscu wracać do tych faktów w kontekście rozliczania naszych urzędników i polityków,  ponownie pytać, dlaczego tak się stało i kto na to pozwolił?  Piszę ten tekst zupełnie z innego powodu. Zanim wyjaśnię, musze zrobić  bardzo proste, wręcz elementarne założenie.

Otóż zakładam, że zamieszanie z ciałami zostało wywołane celowo, że żadnej pomyłki nie było, a cała operacja była zaplanowana. Inne zresztą także także.

Dlaczego tak myślę?

Otóż śledząc doniesienia newsowe na temat zestrzelenia nad Ukrainą malezyjskiego samolotu pasażerskiego uświadamiam sobie smutną, ale dość prostą rzecz.  Ta tragedia stała się elementem wielowymiarowej wojny, w której na pewnym etapie,  oprócz  czołgów i karabinów wykorzystuje się obrazy i doniesienia o niezwykle ciężkim kalibrze emocjonalnym. To wojna psychologiczna, obliczona na konkretne efekty. Aby je osiągnąć planiści wydarzeń na pewnym etapie „operacji” musza   przejść do odpowiedniego moderowania przekazu. Maksymalnie zaciemnić obraz  przyczyny tragedii i wszystkiego co rozgrywa się po niej. Trzeba także    zrzucić na kogoś  winę za tragedię, jednak  w taki sposób, aby pewne wątpliwości   pozostały.  Wszystko po to, aby osiągnąć zakładane cele.

Tak więc  sukcesywnie i  precyzyjnie dozuje się opinii publicznej informacje i obrazy obfitujące w mrożące krew w żyłach treści, takie jak choćby informacje o porozrywanych i gnijących ciałach, te o ograbianiu zwłok (zdjęcia we wszystkich dziennikach i Internecie -  terrorysta unoszący w górę rękę, w której trzyma misia należącego do jednego z nieżyjących dzieci), pociągu na bocznicy  wypełnionym rozkładającymi się ciałami, w tym ciałami dzieci (media huczą a  obrazy pociągu śmierci robią piorunujące wrażenie). Dalej: Terroryści kradną zwłoki i prawdopodobnie ciała staną się jakąś  kartą przetargową. Kompletny odlot!

Te wstrząsające doniesienia podlewane  są różnymi teoriami, głównie  tymi zupełnie nieprawdopodobnymi ( zestrzelony samolot to ten zaginiony kilka miesięcy temu  a ciała, które znaleziono na miejscu  były już  rozłożone, albo:  Ukraińcy zestrzelili samolot, bo sądzili , że leci nim W. Putin). Do tego wszystkiego oficjalne stanowiska separatystów, rosyjskich polityków i konferencje prasowe analityków okraszone wykresami i animacjami.   Ta mozaika doniesień,  informacji o niezwykle ciężkim kalibrze, zwykłych kłamstw i skomplikowanych manipulacji składa się na makabryczny obraz wydarzeń, a my - odbiorcy prawdopodobnie nie jesteśmy w stanie  wyselekcjonować   z tego wszystkiego prawdy i wyrobić sobie właściwej oceny.  Dominują  szok, niedowierzanie  a na końcu  strach.

Wiele wskazuje na to, że przekaz (reżyserowane  wydarzenia)   w tej sprawie  jest tak skonstruowany, aby wywołać  określone reakcje a na ich fundamencie zbudować określone postawy, skutkujące w przyszłości określonymi decyzjami i działaniami. To wielka i skomplikowana operacja, element wojny propagandowej. I trzeba tu dodać, że według moderatorów przekazu  wszystkie  te działania nie są obliczone na natychmiastowy efekt.   

Po takiej tragedii już nic nie będzie takie same.

Zwolennicy teorii mówiącej, że za tragedią stoją Ukraińcy  radykalnie wzmocnią swoje prorosyjskie postawy (choć  poza Rosja jest ich niewielu). Ci, którzy uważają, że za zbrodnią stoi  Rosja i jej „zielone ludziki” na Ukrainie, także zdecydowanie utwierdzą się w swoich poglądach. Większość ludzi jednak nie opisuje się politycznie po żadnej ze stron, jest zwyczajnie w szoku, niedowierza, nie mieści się im głowach to, co do nich dociera.  Krok po kroku  budują w sobie postawę  opartą  na niezwykle silnych emocjach.  Wydaje się,  że z całej palety emocji  dominuje strach. Nikt nie pozostaje obojętny wobec tak podanych informacji.

Czy Rosja na tym straci? Na pewno wizerunkowo, ale nie o to idzie gra. W szerszym wymiarze gra nie toczy się  o to jak zachodnie społeczeństwa  będą postrzegały Rosję i jej przywódców, ale o to jak Rosja będzie wyglądała za kilka lat ? Jak będzie je realna pozycja, siła oddziaływania w relacjach wielostronnych? Przekaz którego doświadczamy od momentu zestrzelenia samolotu  w moim przekonaniu niesie ze sobą  mniej więcej takie przesłanie: Rosja i jej władza są silne, mają możliwości i potrafią je wykorzystać. Nie cofniemy się przed niczym. Ale to nie my zestrzeliliśmy samolot. Kłamiemy? Być może, ale tego nie wiecie na pewno. Poza tym wy także nie macie czystego sumienia. Być może jesteśmy cyniczni, ale to dla tego, że nie cofniemy się przed realizacją naszych celów. Nie wolno wam o tym zapomnieć! A jeśli nawet, to my wam o tym przypomnimy.  Także niektórzy politycy nad Wisłą stają się ważnym elementem tego przekazu, ale o tym nie chcę mi się nawet pisać.

Dziś Rosjanie odżegnują się od udziału w zamachu. Winę zrzucają na Ukraińców.  Mało jest oficjalnych informacji, dominują nieoficjalne i przecieki z kręgu służb specjalnych. Stanowcza i rzeczowa  reakcja Zachodu spowodowała jednak , że W. Putin i jego zaplecze musza dobrze ważyć słowa i czyny.  Putin musi być ostrożny, aby  nie zapłacić najwyższej politycznej ceny za swoje działania. Wciąż ma jeszcze jeden odwód. W najgorszym wypadku kozłem ofiarnym zostaną  separatyści.

W tym miejscu wrócę do początku. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że dokładnie w taki sam sposób  rozgrywano sprawę katastrofy polskiego, rządowego samolotu w Smoleńsku.  Czy my także (a za naszym pośrednictwem świat) nie byliśmy  raczeni podobnymi informacjami, podobnie skonstruowanym przekazem?

Kilka przykładów.

1. Przyczyna katastrofy  - błąd pilotów,  mgła, bądź zepsute lotniskowe radiolatarnie. Trzy kręgi przed odejściem, brak znajomości rosyjskiego przez pierwszego pilota, teoria pancernej brzozy. itp. Wszystkie możliwe teorie, wiele bzdurnych, brak jednak jakiejkolwiek winy Rosjan.

2.Zacieranie śladów -  zdjęcia Rosjanina, rozbijającego  szczątki polskiego samolotu, brak czarnych skrzynek w polskim śledztwie, brak wraku – jego stan. Ciągłe utrudnianie   śledztwa.

3. Rosyjscy żołnierze okradający ciała ofiar. Newsy o procesie żołdaków we  wszystkich  TV.  Nawet wypowiedzi skruszonych złodziei ! Makabra!

3.Następnie info: Seria pomyłek podczas  identyfikacji zwłok, seria ekshumacji i niezwykle gorące dyskusje w tym temacie. Makabryczne szczegóły i opisy sekcji zwłok. Wyjazd archeologów, którzy przeczesują teren katastrofy odnajdując kości ofiar. Kolejna makabreska! Wracamy do początkowego przekazu.

4. Niedorzeczna teorie o  pijanym generale Błasiku każący pilotom lądować we mgle. Następnie dementi i kolejna falka dyskusji. W Sejmie awantura polityczna o próbę rehabilitacji generała. Polecam mój tekst na blogu o tej „dętej” sprawie.

http://przemekwojciechowski.blogspot.com/2012/12/pijany-genera-basik.html

5.  Info na temat bomby w samolocie,    laserowego działa , którym zestrzelono samolot, także teoria o helu i sztucznej mgle – kosmiczne teorie, kompletny odlot!  Dezinformacja.

6.Dalej: Rosyjski bloger publikujący makabryczne zdjęcia porozrywanych ciał, ofiar katastrofy, samobójstwo Remigiusza Muisia ( powiesił siew piwnicy) – pilota Jaka, który wcześniej lądował na lotnisku w Smoleńsku.  Wracamy z silnym przekazem. Poniżej link to mojego tekstu.

http://przemekwojciechowski.blogspot.com/2012/10/gra-smolenskimi-zdjeciami.html

7. Śmierć generała Petelickiego przez wielu łączona z jego wiedzą o katastrofie.

Można wymieniać w nieskończoność. Tak czy owak , przekaz był niezwykle mocny, długotrwały i czytelny. Niczego nie możecie być pewni, jesteśmy silni i możemy wiele. Bójcie się.

Zadziałało? Zadziałało! Polscy politycy i urzędnicy – w większości bali się (boją się) wszystkiego co wiązało się z kwestią wyjaśnienia  katastrofy, oddali śledztwo Rosjanom, swoje prowadzą po omacku, boją  się  nawet stanowczo upomnieć o dowody. Piętnowano dziennikarzy, którzy zajmowali się sprawą katastrofy,  niszczono gazety piszące o  różnych hipotezach związanych z tragedią.  W kolejnej fazie bezpardonowo atakowano i odbierano powagę wszystkim, którzy mieli inne zdanie niż te, które prezentowała władza na temat przyczyn tragedii.  Wciąż mówiono  o zbliżeniu, pojednaniu, wspólnym przeżywaniu tragedii itp. Tragikomedia. Także społeczeństwo trwale podzieliło się w wokół tragedii. Wiele osób mówiło, że z rosyjskim niedźwiedziem nie warto zadzierać, że nie mamy szans, że trzeba żyć dalej itp.  Co politycy  mówią dziś? Słychać wyraźnie. Dlaczego teraz  mówią inaczej? Skąd taka zmiana? To zupełnie inna sprawa.

A jaka jest prawda o katastrofie TU 154? Każda z teorii, nawet ta prawdziwa,  na tak przygotowanym gruncie zostanie obśmiana i zakwestionowana. Być może właśnie o to chodziło? Jednak jedno jest  pewne. Wiele ważnych i zasłużonych dla kraju  osób straciło życie  pod Smoleńskiem a Polska z tego powodu nie jest silniejsza ani lepsza.
 Czy gdyby nasi  politycy w 2010 roku zachowali się  tak, jak dziś robi to, choćby premier Holandii, to Polska byłaby teraz  silniejsza? Nie mam wątpliwości, że tak. Także nasi politycy mieliby więcej do powiedzenia na unijnych salonach. Dziś mogą tylko biadolić i przestrzegać  przed złym satrapą Putinem, z którym jeszcze niedawno chcieli wspólnie przeżywać narodową tragedię.

Wydaje się, że sprawa Smoleńska jest dziś przegrana. Prawdopodobnie nigdy oficjalnie ( myślę  tu o jakimś  rządowym raporcie, czy wznowieniu prac specjalnej komisji) nie dowiemy się co w  rzeczywistości  stało się na lotnisku Siewiernyj.  Wiele spraw potoczyło się w niewłaściwych kierunkach, wiele wątków zostało zgubionych, wielu nie da się już pociągnąć. Dezinformacja także zrobiła swoje.

Mam wiedzę a na jej podstawie teorię na temat tego co stało się na lotnisku pod  Smoleńskiem. Wkrótce rozpoczynam pracę nad scenariuszem a później filmem dokumentalnym, tak więc w tym momencie nie będę  o tym pisał.  Nie chcę być złym prorokiem, ale wydaje mi się, że w przypadku tragedii malezyjskiego samolotu na Ukrainie czeka nas podobny serial do tego związanego z katastrofą TU 154. Chyba, że ktoś powstrzyma W.W.P?


wtorek, 1 lipca 2014

"Sowa i przyjaciele"

Bardzo wiele  słów padło już o słynnej kolacji u „Sowy i przyjaciół”, na której biesiadowali  minister, wiceminister  i bankier. Niektóre ze słów były  mądre, niektóre nie. Mam wrażenie, że tych niemądrych wypowiedziano  zdecydowanie za dużo. Teorie o putinowskich szpiclach grasujących po warszawskich zaklętych rewirach, nagrywających wszystkich i wszystko a następnie szeroko, z gestem publikujących w gazetach i Internecie, zdaje się, że między bajki można włożyć. To, że nagrywają, wiedzą i wiedzę wykorzystują to jasne. Tyle, że prawdopodobnie nie oni stoją za aferą.

To jednak rozważania na inny tekst. Co dziś? Dziś mała konstatacja. Taka słodko -  gorzka.

Otóż pytam: Po jakiego diabła  wydawać setki złotych na jakieś wątpliwej jakości frykasy i na za drogie wino, skoro  spotkanie można było zaaranżować w jednym z lokali  należących do którejś z polskich służb specjalnych. Oto  bowiem w restauracji u Sowy spotkali się: człowiek, który, jak sam przyznaje, budował nowe polskie służby, ze współpracownikiem PRL – wskiego wywiadu o pseudonimie „Belch” a frekwencję uzupełnił inny współpracownik cywilnej Jedynki o pseudonimie „Ritmo”, pozyskany do współpracy przez niejakiego Wrońskiego -  o ile się nie mylę? ( dodam tylko ,że  „Ritma” z cywilnego wywiadu przeniesiono do wojska). Tak więc wygląda na to, że  u „Sowy i przyjaciół” spotykali się prawdziwi„przyjaciele”. Co tam „przyjaciele”, niemal rodzina!

Powielając obiegową teorie o nierozerwalnym związku człowiek  ze służbą, takie spotkanie należało zorganizować w jednym z lokali konspiracyjnych należących do którejś z tajnych służb. Rozpuszczalna kawa, herbata, kilka minut rozmowy zakończonej ustaleniami i do domu. A  tu proszę, ekskluzywna restauracja, wykwintne potrawy, wersal Panie! Jeśli okazałoby się, że z jakiś powodów  lokali brakuje, to zawsze można było  umówić spotkanie w  Centrali. No, już  w najgorszym wypadku, w którymś z mieszkań kupionych za pieniądze amerykanów, które wyparowały z kasy jeden z naszych służb. Brak wyobraźni, nieostrożność i do tego straszna rozrzutność!