czwartek, 24 grudnia 2015

Słyszałem sędziego TK Jerzego Stępnia! Słyszałem na własne uszy!

Proszę Państwa!!!

Wiem, jest czas Świąt, czas radości, nastroju, ale mimo to muszę się z Państwem czymś podzielić. Czymś szokującym.
Dziś, 24 grudnia 2015 roku w wigilię Bożego Narodzenia w Polsce przestał istnieć Parlament i przestał istnieć Trybunał Konstytucyjny! Tak, drodzy Państwo! Nie mamy już tych instytucji. Jako Polska, naród, państwo! Otóż Pan sędzia Jerzy Stępień, niegdysiejszy przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego, podczas rozmowy z pewnym tytanem dziennikarstwa w Polsat News ogłosił to publicznie! Przeprowadził analizę, która nie pozostawia wątpliwości. Ostoje demokracji runęły, zostały starte w pył, uleciały!

Dlaczego doszło do tej katastrofy? Otóż według Stępnia stało się tak, bo

 -większość parlamentarna, wybrana w wyborach powszechnych przegłosowała ustawę o TK.
 - zrobiła to wbrew opozycji, wbrew jej zdaniu
 - ustawa zmieniła kształt trybunału

Tytan dziennikarskiego rzemiosła podskakując na swoim krzesełku dopytywał: ale jak to, jak to możliwe? co się więc stało?

Pauza…

I...…

Tu sędzia Stępień przeistacza się w gwiazdę kina, gwiazdę wręcz światowego formatu,  cedząc coś w  stylu:

Niema już Parlamentu, nie ma już TK…

Dlaczego nie ma? To według Stępnia proste.

Otóż owa większość parlamentarna zrobiła to wszystko  wykonując polecenia jednej osoby. Zrobiła to (prawdopodobnie) w hipnotycznym transie, bezwolnie, bezwiednie.  Tego  Stępień nie powiedział, ale ja domyślam się, że większość zrobiła to także wbrew sobie, może ze strachu, może z innych powodów, trudno teraz dociekać! 
Kogo polecenia ta ciemna masa  wykonywała? No tego szanowni czytelnicy przecież się już domyślają.

Po tym występie tytan dziennikarstwa pokiwał głowa i rzucił coś na w stylu: No tak, więc tak to wygląda…

A Stępień, coś w stylu: Tak, tak to właśnie teraz wygląda!

Oczywiście nie muszę dodawać, że  w programie nie znalazł się inny głos, inna opinia, choćby  drugiej strony, choćby tej opętanej przez diabła, oszalałej i bezwolnej większości parlamentarnej. Nic, zero.
Potem newsy,  jakiś bełkot o bagnetach, o demonstrantach na ulicach protestujących w obronie demokracji ( w domyśle za opozycją, przeciwko większości) itp., itd. 

Ręce opadają. Trudno to jakoś  komentować. Nawet najwięksi zwolennicy odchodzącego w niesławie układu słysząc taką medialną papkę robią dobą minę do tej kiepskiej gry. Dokąd to doprowadzi? Co jest nagroda w tej grze? Kiedy przyjdzie otrzeźwienie?

Nie jestem gotowy do radykalnych stwierdzeń, nie wiem, czy kiedykolwiek będę , ale zastanawiam się kiedy ktoś ogłosi, koniec dziennikarstwa, bądź rządy wszechobecnej  głupoty,  nazywanych dla niepoznaki inaczej? Kiedy jakiś stępienioidalny osobnik publicznie powie: Precz z rozumem, precz z logiką! To podłe i musi odejść! Nasze poglądy i nasze zdanie są jedynymi i jedynie słusznymi! Zaraz, zaraz, ale przecież to już było! Stępniodalni doskonale pamiętają te czasy. 


Wesołych…..

poniedziałek, 2 listopada 2015

Niszczenie dokumentów przez służby specjalne

            
             Kilka ostatnich medialnych doniesień na temat możliwości pośpiesznego niszczenia dokumentów w MSW,  ale także  nocnych akcji zacierania śladów przestępczych działalności  Agencji Wywiadu, BOR czy ABW wielu zmroziło krew w żyłach. Jeśli chociaż część tych enuncjacji odpowiada prawdzie, to znaczy, że degeneracja kierujących spec służbami, i szerzej całej formacji rządzącej, jest tak zaawansowana, że nie pomoże żadna reforma a jedynie jakaś opcja, która w efektach zbliżyć powinna się raczej do napalmu niż do zwykłej wymiany kadr.  Jeśli to prawda, to znaczy, że polskie służby specjalne to dobrze funkcjonujący przestępczy gang.  Być może tak jest, bo sporo na potwierdzenie tej tezy można by znaleźć przykładów, jednak coś mi  mówi, aby zastanowić się nad tym nieco dokładniej i spojrzeć na to także z innej strony.

Skąd moje wątpliwości? 

Zanim odpowiem musze zaznaczyć, że moja ocena działalności naszych spec -  służb jest jak najgorsza. Bezruch, bezwład, wielkie zaniechania, redukcja zainteresowań  i  kierunków działań, zajmowanie się tematami właściwymi policji, bizantyjskie stosunki wewnątrz służby, strach i służalczość wobec polityków, dorabianie na boku, ochrona prywatnych interesów, brak profesjonalizmu. Polskie służby i ich zwierzchników czeka niebawem audyt i rzetelna ocena. Podejrzewam, że w przynajmniej kilku przypadkach  konieczne będzie postawienie zarzutów.  Jednak piszę to wszystko z nieco innego powodu. Piszę, bo mam wątpliwości wobec tego medialnego show  na temat przecieków i sensacyjnych informacji z kręgu tajnych służb, z jakim mamy do czynienia w ostatnim czasie.

Otóż w ostatnich kilku miesiącach (a nawet dniach) w przestrzeni publicznej, niczym gwiazdy rozbłysły postacie świecące szczególnie intensywnie. Gwiazdy te świecą wiedzą na temat mechanizmów działalności służb, trawiących je patologii, promieniują przyjemnym światłem tajnej wiedzy na temat związków tajnych służb z politykami, przedstawicielami obcych mocarstw, zacieraniu śladów swoich przestępczych działań, skrywanych biznesów itp. Oskarżają i donoszą. Twierdzą, że znają służby od podszewki, bo były, pracowały, współpracowały, wiele widziały itp. To wszystko oczywiście jest bardzo atrakcyjne, szczególnie dla mediów. Media więc podchwytują tematy i pompują tematy. Gwiazdy zacierają ręce i rosną niczym supernowe. Zastanawiam się jednak na ile światło, którym świecą te gwiazdy jest światłem własnym – rzeczywista chęć ujawnienia wszystkich patologii i podejrzanych związków, a na ile to jedynie światło odbite, fałszywe – wynik pewnej zaplanowanej gry obliczonej na konkretny efekt.

Kilka godzin temu byłem świadkiem pewnej rozmowy. Otóż jedna z takich świeżo narodzonych gwiazd chwaliła się  wykonaniem swojego zadania. Na czym polegało owo zadanie? A no na podbiciu bębenka w taki a nie inny sposób i przekazaniem warszawskim dziennikarzom kilku gorących  informacji. W tym miejscu czytelnik zastanawia się nad tym, po co ktoś „zadaniuje” kogoś do takiego zadania?  Odpowiadając na pytanie posłużę się maksymą „cui bono”, czyli kto zyskuje? Kto traci, to wiem, o tym,  kto zyskuje być może nie tak łatwo się przekonamy. Obawiam się , że za chwilę w szeregu chętnych do objęcia najważniejszych stanowisk w polskich służbach specjalnych  (także na stanowiskach różnej maści doradców) ustawią się ci, o których dziś jeszcze niewiele wiemy, a którzy właśnie rozkręcają  tę niezwykle barwną karuzelę. Zmiana sztandarów? Nowy zaciąg gotowy do objęcia stanowisk? Czemu nie. Forma się zmienia a treść pozostaje taka sama. Nowy zaciąg, jednak ciągłość zachowana.   Ten mechanizm znamy przecież od lat. Widzieliśmy to już w w 1989 roku a konsekwencje personalne trwają do dziś. Ustawka obliczona na kilka lat przetrwała do dziś.

W kontekście  tego wszystkiego o czym pisałem nowemu rządowi i szefowi MSW z tego miejsca życzę mądrości w decyzjach i przenikliwości umysłu. Także dziennikarze powinni wykazać się ostrożnością i wstrzemięźliwością w ocenie informacji. O kilku z nich  się nie boję, mają wystarczającą wiedzę i doświadczenie, większość jednak tego brak.

środa, 29 lipca 2015

Jan Kulczyk nie żyje

Jan Kulczyk nie żyje, świeć Panie nad jego duszą. 

Najbogatszy Polak zmarł w skutek powikłań pooperacyjnych. Operacji poddał się  nie w Polsce, nie w Londynie, lecz w Austrii, w Wiedniu.  W zasadzie, to człowiek z jego majątkiem mógłby zapłacić za swoją operację w każdym miejscu, w najlepszej klinice, pod okiem najlepszego specjalisty. Wybrał jednak Wiedeń. Wybrał pechowo.

Wygląda na to, że Jan Kulczyk  lubił Wiedeń, miasto od lat szczycące się mianem stolicy szpiegowskiego świata. JK najwyraźniej lubił tam przebywać, spotykać się i rozmawia o interesach. Jego spotkanie sprzed dziesięciu  laty w jednej z tamtejszych restauracji (która według naszego dziennikarskiego śledztwa  – mojego i Witka Gadowskiego -  należała do polskiego biznesmena  związanego z polskim wojskowym wywiadem) przeszło do historii. 
Otóż Kulczyk spotykał się tam z  biznesowym tandemem o polskich korzeniach Kuna – Żagiel, który to tandem przyholował na owo spotkanie znanego z afery „Olina” rosyjskiego szpiega  Władymira Ałganowa.  Na spotkaniu podobno miałbyć także znany lobbysta  marek D., ale tego nie udało się ostatecznie potwierdzić (sic!).
Panowie Kuna i Żagiel  znali się z Ałganowem od lat. Razem robili interesy w należącej do nich firmie Polmark, w której Ałganow zakotwiczył się na moment.

O czym Panowie Kulczyk, Żagiel, Kuna i Ałganow rozmawiali podczas wiedeńskiego obiadu? 

Oficjalnie o prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej i o tym, że Polacy mimo, że wzięli 5 milionów $ łapówki, nie wywiązali się z obietnicy sprzedaży Rosjanom ( poprzez Roch Energy) RG. Nieoficjalnie jednak rozmowa toczyła się także na temat innego wielkiego energetycznego przedsięwzięci. 

Jan Kulczyk planował zbudować most energetyczny łączący Polskę z naszymi wschodnimi sąsiadami. Do tego potrzebował jednak pieniędzy (nie swoich) i przyjaznego nastawienia Rosji. Pieniądze mieli zorganizowani Kuna z Żaglem (międzynarodowa inżynieria finansowa). Ałganow, który pracował już wówczas w państwowym koncernie energetycznym  miał załatwić resztę. Jak się to skończyło? Wszyscy wiemy. Z interesu nic nie wyszło, bo polski wywiad sporządził a później odtajnił notatkę (podobno zrobioną z nagrania zrealizowanego podczas obiadu, jednak nagrania nigdy nie ujawniona ani nawet nie potwierdzono jego istnienia) i  dziwnym trafem sprawa wyciekła do mediów, z miejsca stając się jedną z największych afer III RP.  Do dziś oficjalnie  nie wiadomo, dlaczego ktoś wsadził kij w szprychy i  poinformował nasze dziurawe jak ser szwajcarski służby o tym spotkaniu, ale nawet kiepski obserwator może z łatwością odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Jan Kulczyk sądził, że potrafi porozumieć się z Rosjanami, że różnymi sposobami potrafi ich przekonać, do tego, aby zgodzili  się na jego interesy w obrębie energetyki, prowadzone w byłych sowieckich republikach. Mam wrażenie, że się pomylił a  wszystko, co zdarzyło się później jest na to dowodem.

Jednak to go nie zniechęciło.  Postanowił po raz kolejny wejść do tej samej rzeki. Kulczyk miał ambicję zrobienia czegoś dużego na Ukrainie. Chciał inwestować, powielać model biznesowy, który z powodzeniem stosował w Polsce. Prywatyzacja, kupno – sprzedaż  - pośrednictwo. Zaangażował się. W Kijowie otworzył   przedstawicielstwo, miał plany i zaczął je realizować. I znów postawił na energetykę, która na Ukrainie wymaga natychmiastowej reanimacji, zmian strukturalnych i wielkiego dofinansowania. Niemcy, od lat są już na to gotowi. Doskonale wiedział o tym JK.   Równolegle z Ukrainą Jan Kulczyk inwestował w Afryce. Tam również w przeważającej części zapatrzył się na energetykę i surowce. Ale tam również są Rosjanie i  także dbają o swoje interesy. Z tego co wiem, dbają bardzo agresywnie.
Ukraina i Afryka to nie Polska. To truizm, ale mam kolejne wrażenie, że Jan Kulczyk o tym zapomniał, stracił czujność, instynkt. A może tak jak w przypadku Ryszarda Krauzego został z premedytacją wciągnięty w biznes, który nigdy miał się nie udać? Krauze za swój romans z Rosjanami drogo zapłacił. Stracił wiele, ale jakimś cudem udało mu się zachować cokolwiek . Może JK poczuł się zbyt pewnie?  Myślał, że skoro wspiera kilka rosyjskich i białoruskich interesów w Afryce, to Kreml posunie się trochę w energetycznym biznesie na Ukrainie i w regionie? 

Jego śmiałe plany dotyczące unijnego komisarza do spraw energetyki, którym chciał zrobić Pewnego Znanego  Bufona osiadłego właśnie w swoim dworku  zdają się to potwierdzać. Bufon był zachwycony pomysłem JK, znał jego wpływy i możliwości, więc wierzył, że to możliwe. Tym bardziej, że fucha w Boeingu wciąż jest wielce niepewna.

Publiczny teatr -  schodzenie ze sceny Bufona trwał jakiś czas a gawiedź miała ubaw. Nikt nie zastanawiał się jednak dlaczego taki, do niedawna, mocny pionek musi zostać zbity. Zwalenie wszystkiego na jego ego i nonszalancje jest naiwnością. Co bardziej oczadziali winą za polityczną śmierć Bufona obarczali jego wrogów politycznych z PiS.
Mniej naiwny wydaje się być wątek  podsłuchów u Sowy i Przyjaciół, gdzie bywał JK i opowiadał o swoich planach. Także tych wobec Bufona, które wpisywały się w szerszą ekspansję. Tak czy owak Bufon szedł na dno  -  stopniowo i sukcesywnie.  Dziś odszedł JK.

 JK miał plan i nie wahał się go realizować Myślę, że kolejny raz popełnił błąd. Myślę także, że i w pewnych berlińskich kręgach dominuje podobne przeświadczenie a nawet zdziwienie tym, że   z pozoru prosta operacja zakończyła się śmiercią pacjenta.W Wiedniu. 


środa, 10 czerwca 2015

Zbigniew Stonoga - a propos

Drodzy Czytelnicy tego bloga,

po zastanowieniu się postanowiłem napisać kilka zdań a propos ostatniego tekstu o Zbigniewie S.

Otóż chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że nie wiem jakie są prawdziwe motywacje, które kierowały Zbigniewem S. Jeśli kierują nim te, o których mówi publicznie, to ja go rozumiem. Nie wiem, czy zrobiłbym to samo, pewnie nie, ale go rozumiem i w jakiś sposób rozgrzeszam. Jeśli jednak są to inne kwestie, to ja, nie przesądzając  o niczym, podnoszę je, piszę o tym w tym miejscu.

Chcę zaznaczyć, że w ostatecznym rozrachunku, dzięki działaniom Z.S. opinia publiczna dowiedziała się o wielu sprawach, często bulwersujących na temat  sposobu sprawowania władzy, styku biznesu i polityki. Być może to ma wartość najważniejszą.

Poznałem Pana Zbigniewa na gruncie zawodowym wiele lat temu. Ta znajomość nie należy do tych, które jakoś szczególnie miło wspominam i sobie cenię. Kilka miesięcy temu Zbigniew S. , niejako w odwecie za mój film o nim opublikował o mnie kłamliwy i wielce krzywdzący materiał. Nie odbieram mu tego prawa, zachowując jednak swoje prawo do dochodzenia swojego dobrego imienia przed sądem. Zbigniew S. , realizując ten film miał pełna świadomość faktu, że materiał ten w warstwie oskarżającej mnie nie polega na prawdzie.

Tekst o S. powstał, bo wydaje mi się, że powinien. Napisałem kilka zdań z kilkuset, które mógłbym.  

Chcę jednak zaznaczyć, że Zbigniewa S. nie spotkałem od wielu lat. Być może dziś jest innym człowiekiem, lepszym, działającym według innych,  wartości, niż te którymi, według mojej oceny kierował się przed kilkoma latami.

Wiem, że ostatnie  i obecne działania Z.S przysparzają mu wielu zwolenników. Oni mu wierzą i popierają go. Dziś dla nich jest bohaterem. Nie chce z tym polemizować, oceniać. Nie chcę w nikogo uderzać, ani nikogo hejtować. Jeśli Z.S robi dobre rzeczy, to należy go wspomagać. Jeśli nie, to powstrzymać go.
Dzielę się jedynie swoimi wątpliwościami. Zadaje pytania, szukam odpowiedzi. Nie szukam rewanżu, ani nie działam na niczyje zlecenie. Piszę w odpowiedzialności, w ramach szerszej debaty, nie przeciwko komuś, ale być może czemuś. Jeśli Z.S przekona wielu wątpiących w swoje intencje, to oni staną przy nim. Czy tak jednak będzie?


Dziękuję.

wtorek, 9 czerwca 2015

Zbigniew Stonoga - kim jest i co właśnie zrobił?

Kupa śmiechu, prokuratorzy biegają jak oblani ukropem. Jak to? Co się stało? Kto ukradł nam akta naszej super sprawy?! Śmiech i żałość. Upadek i demolka. Państwo istniejące teoretycznie, chciałoby się rzec.

A może inaczej, a może demokracja fasadowa, za którą kryją się rzeczywiste siły wpływające na naszą rzeczywistość?

Pewnie wielu zadaje sobie pytanie, kim jest ten jegomość, który opublikował na FB 13 tomów akt -  bebechy tego, co nazywamy aferą podsłuchową? Kim jest Zbigniew Stonoga?

Tak się składa, że znam osobiście tego typa.

Kilka lat temu pracując w redakcji Superwizjera TVN zainteresowałem się  jego działalnością. Stonoga był wówczas biznesmenem i  asystentem społecznym kilku prominentnych posłów „Samoobrony”, między innymi Łyżwińskiego, Chojarskiej i chyba, o ile mnie pamięć nie myli Filipka. W tym czasie każdy mógł być asystentem społecznym parlamentarzysty, także i Zbigniew Stonoga. Jednak miałem  wrażenie, że Stonoga jest dosyć specyficznym asystentem.  Otóż w momencie, gdy go poznawałem, człowiek ten był oskarżony o wiele przestępstw różnego kalibru. Na swoim koncie miał  także kilka wyroków od których się odwoływał. Jakiś czas spędził już w areszcie. Jego nazwisko pojawia się w tzw. aferze gruntowej. Podejrzewano go o udział w mafii paliwowej, wyłudzenia, kradzież drogocennego starodruku i zastawienie go w banku.

Jednym z cięższych zarzutów, jaki ciążył na nim wówczas, był gwałt na nieletnim. Dotarłem do aktu oskarżenia w tej sprawie, który sporządził prokurator. Dokument szczegółowo opisywał spotkanie Stonogi z nieletnim chłopcem w jednym  opolskich hoteli w centrum miasta. Akt oskarżenia wspomagała także opinia biegłego, która stwierdzała skłonności pedofilskie Zbigniewa Stonogi. Pamiętam, że wszystko to, co udało mi się zgromadzić na temat Stonogi było zatrważające. Nie przesądzając o jego winie zadawałem sobie pytanie - jak to możliwe, że  człowiek z takim bagażem wątpliwości swobodnie porusza się po sejmowych korytarzach i ma dostęp do ucha ważnych posłów partii koalicyjnej. Kiedy miałem już sporą wiedzę na temat Stonogi zacząłem się z nim spotykać. Rozmowy  rejestrowałem. Stonoga mówił dużo. Sprawiał wrażenia człowieka chełpliwego. Chwalił się swoimi kontaktami w biznesie i oczywiście w polityce. Machał przed moimi oczami legitymacją asystenta poselskiego. Twierdził, że doskonale zna Andrzeja Leppera, że niejednokrotnie biesiadował z nim do rana. Mówił o finansowaniu partii Samoobrona i innych dziwnych, wręcz niewiarygodnych  sytuacjach. Twierdził również, że doskonale zna Anetę K., bohaterkę afery wykreowanej przez GW „praca za seks”, gdzie rzekomo pani Aneta dostała pracę w biurze poselskim jednego z posłów Samoobrony w zmian za regularne wycieczki do łóżka z wieloma posłami tejże partii. Tymczasem Stonoga twierdził, że pani Anety nikt do niczego nie zmuszał i że  ochoczo uczestniczyła w niewybrednych zabawach posłów chłopskiej partii. Opowiadał, jak woził ją własnym samochodem na suto zakrapiane imprezy, na których Aneta, według słów Stonogi prezentowała swoje wdzięki wszystkim ,którzy tego chcieli.  Stonoga przedstawiał się jako ten, który wszystko  organizował i finansował. Sprawiał na mnie wrażenie człowieka realizującego jakieś zlecone zadania. Stonoga twierdził także, że cała afera z Anetą, została wykreowana pod polityczne zamówienie, była prowokacją mającą na celu obalenie rządu PiS. Mówił także o czymś bardzo ciekawym, czego nigdy nie udało mi się zweryfikować. Nie wiem,  czy kłamał, czy rzeczywiście było coś na rzeczy. Otóż biznesmen opowiadał o kasetach wideo, na których utrwalono seksualne igraszki Andrzeja Leppera w towarzystwie kilku prostytutek. Zabawy  miały mieć miejsce w jednym z moteli na trasie Warszawa – Piotrków Trybunalski. Konkretnie  miejscowości Polichno. Kasety z ekscesami miały być zdeponowane w biurze pewnego prawnika w Niemczech i służyły do dyscyplinowania wszelkich poczynań szefa Samoobrony. Krótko mówiąc Lepper miał być nimi szantażowany.  Stonoga twierdził, że ma do nich dostęp i jeśli zajdzie taka potrzeba, to je upubliczni. Pamiętam, że cały czas  zastanawiałem się, kim rzeczywiście jest ten człowiek, jakie są jego cele i kto za nim stoi? Miałem wrażenie, że jest sprawnym prowokatorem, ale nie działa samodzielnie.

Realizując materiał rozmawiałem z posłami Samoobrony, których asystentem był Stonoga.  Przyznawali się do znajomości z nim, ale starali się zdystansować. Wykazywali dużą ostrożność.  Nikt jednak nie zaprzeczał kontaktom. Materiał powstał i został wyemitowany.

Już po emisji reportażu zadzwonił do mnie wściekły  Zbigniew Stonoga i w mało wybrednych słowach poinformował mnie, że prędzej czy później dopadnie mnie i zemści się za to, co zrobiłem, za to, że go zdemaskowałem, podczas, gdy on mi ufał, itp. Nie specjalnie się tym przejąłem, pracując jako dziennikarz śledczy często miałem do czynienia z takimi  zachowaniami. Jednak kilka miesięcy temu okazało się, że Stonoga słowa dotrzymał. Na swoim koncie społecznościowym opublikował film, którego głównym bohaterem byłem ja. W filmie Stonoga zawarł tony nieprawdziwych informacji, steki bzdur, generalnie materiał ten, to jedna wielka fantazja. Przyznam szczerze, że mimo tej oczywistej fali nieprawdy, trochę mnie to dotknęło. Próbowałem zablokować ten paszkwil na YT, ale bezskutecznie. Portal chciał ode mnie sądowej decyzji stwierdzającej kłamstwa autora filmu, na którą wciąż czekam. Tak więc Stonoga wciąż bezkarnie mnie szkaluje. Trudno, poczekam.

Kiedy wczoraj zobaczyłem, że człowiek ten upublicznił akta tzw. afery podsłuchowej postanowiłem napisać ten tekst. Dlaczego?

Otóż osobiście uważam, że Pan Stonoga nie zrobił tego, jak twierdzi, aby opinia publiczna poznała treść protokołów i osądziła sprawę po swojemu, nie zrobił tego, aby ocalić śledztwo od zakopania, ale wręcz przeciwnie. Po jego działaniach śledztwo jest już martwe, rozpłynie się w medialnych burzach, komentarzach i interpretacjach. Rozdziobią je różnej maści harcownicy. Nie pojawią się nowi świadkowie, nowe fakty i ustalenia a starzy świadkowie zasznurują sobie usta. prokuratorzy także nie będą palili się do roboty. Także najważniejsze kwestie związane z wielkim biznesem i polityką, które mogłyby wyjść w toku śledztwa pozostaną w ukryciu. I o to chodziło! 

Tak oto obrońca prawdy, jawności i sprawiedliwości zabetonował prawdę w największej aferze ostatnich lat!

Czy Stonoga nie zdawał sobie sprawy z tego co robi? Nie sądzę. Pytanie tylko kto mu kazał zrealizować taką piękną demolkę?  Ci sami, którzy kazali wozić Anetę K. i finansować alkoholowe i orgie a potem kazali jej zeznawać  w sprawie? A może ci, którzy być może szantażowali Andrzeja Leppera. No chyba, że Ci, którzy stali za aferą gruntową, paliwową i być może podsłuchową? Nie pytam nawet, kto sfotografował akta, bo to banał.

Proponuje sprawdzić archiwa jednej z polskich służ specjalnych. Idę o zakład, że znajdzie się tam coś ciekawego na temat pana S. Wtedy łatwiej będzie można znaleźć motywacje pana Stonogi. Przykre to.

p.s

1. W mojej opinii cała działalność a wręcz nadaktywność Stonogi w ostatnich miesiącach nie była przypadkowa i służyła temu, aby zbudować jego pozycję i nadać właściwy rezonans temu, co właśnie zrobił. Bawi mnie także sytuacja z obrazkiem przedstawiającym postać JP II, na tle którego filmuje się ZS. Patrząc na jego bio i metody, którymi w życiu  się posługuje, muszę przyznać, że ma tupet i fantazję, skubany. Dobra szkoła. Pewnie wojskowa.:)

2. Stonoga z wielu zarzutów został uniewinniony. Według mojej wiedzy także oskarżenie w sprawie pedofilii zostało ostatecznie oddalone.  Tyle tytułem uzupełnienia.