czwartek, 31 stycznia 2013

bliskowschodni trop, czyli niebezpieczne zabawy


Science fiction, po raz kolejny muszę tak zacząć.

Zdaje się, że mamy duże doświadczenie w omijaniu różnego rodzaju barier i ograniczeń międzynarodowych. A to wyprać  trochę pieniędzy z FOZZ – u, a to wejść tylnymi drzwiami do   ONZ – towskiego systemu  Ropa za żywność, a  ostatnio być może  prześlizgnąć się przez zasieki sankcji nałożonych na  Iran. 

O  Iranie  i  kontaktach handlowych  chwilę , najpierw jednak kilka słów o Ropie za żywność.

 Dla tych, którzy nie wiedzą,  ONZ – towski program był złagodzeniem sankcji nałożonych na Irak po napaści na Kuwejt w 1990 roku.  Program rozpoczął się  w 1995 roku i trwał do 2003. Jego idea była prosta. Ściśle limitowane ilości ropy były sprzedawane a pieniądze z transakcji przeznaczane były na żywność i lekarstwa dla Irakijczyków. Z zysków  handlu ropą budowano także szkoły, szpitale i urzędy, itp.  Do obrotu ropą dopuszczane były tylko sprawdzone i pewne firmy. System przypominał trochę nasze  koncesje. Był to największy program jaki kiedykolwiek zrealizowała wspólnota międzynarodowa.
Pewien rzutki i pewny siebie polski biznesmen o nazwisku na C. postanowił ( jak przekonuje) znaleźć się w tym programie. Pojechał do Iraku jako przedstawiciel pewnego polskiego koncerny naftowego. Tak zeznał w śledztwie. C. utrzymywał  także, że zrobił to na polecenie dwóch wysokiej rangi generałów ABW. Tak się składa, że w tym czasie obydwoje pełnili najwyższe funkcje kierownicze  w Agencji.  W Iraku C. spotkał się z kim trzeba, porozmawiał i wrócił. Zaraz potem jego polska firma „V” urosła do wielkich rozmiarów  stając się ważnym podmiotem  polskiego handlu paliwami. C.  woził się  drogimi samochodami i chełpił przyjaźniami na ze szczytów polityki i służb. Jego ulubionym miejscem wypadów i spotkań był pewien ekskluzywny i znany  hotel w Szczyrku. Tak się składa, że hotel ten kupił wówczas  pewien  szanowany biznesmen o nazwisku na P., który  prawdopodobnie przez przypadek, lub przez złośliwych  nazywany był mafijnym bossem. Boss ten znany był, między innymi z tego, że niegdyś bardzo przyjaźnił się z Ireneuszem Sekułą.  W dniu w którym Sekuła kilka razy strzelił sobie w pierś wcześniej odwiedził naszego biznesmena P. ,w jego warszawskim biurze. Znane są  informacje o wzajemnych interesach i rozliczeniach P. i Sekuły.
Na spotkaniach w Szczyrku, oprócz C. i  P.   bywali także inni  ciekawi ludzie. I to nie koniecznie z kręgów stricte biznesowych. Widywano tam kilku znanych z gazet i telewizji generałów. Nie zdziwiłem się specjalnie, kiedy odkryłem, że firma powiązana z biznesmen o nazwisku na P. stała się   dostawcą ropy do jednej z rafinerii na południu Polski. Rafineria ta należy do koncernu, w którego imieniu w Iraku bywał biznesmen o  nazwisku na C.  Kiedy okazało się , że C. jest podejrzany o gigantyczne przestępstwa paliowo - skarbowe generałowie błyskawicznie odsunęli się od niego. Nie pomogły prośby i szantaże. Mie pomogło zatrudnienie speca – tego najważniejszego  od wizerunku. C stał się Czarnym Piotrusiem. Co prawda generałowie ABW przyznawali się do znajomości z C. ale na tym ich relacje  miały się kończyć.   Prokuratura oskarżyła C. o handel na masową skalę fałszowanym paliwem, pochodzącym głównie z rafinerii na południu Polski oraz o przestępstwa skarbowe idące w miliony. Pikanterii sprawie dodawał fakt , że zatrzymania dokonywali funkcjonariusze ABW. Jakiś czas później ustaliłem na dokumentach, że firma „V”  należąca do C. była wprzęgnięta w system międzynarodowego prania brudnych pieniędzy, którego jednym z głównych zarządców był człowiek ściśle powiązany z rosyjska mafią sołncewską, kierowaną przez Siemiona Mogilewicza. Cześć przestępczych operacji dokonywano w polskich bankach.

Kiedy po zakończeniu programu Ropa za żywność zaczęto podsumowywać i rozliczać jego efekty, okazało się , że system nie był szczelny. Spora cześć ropy wyeksportowanej z Iraku omijała zasady programu. Krótko mówiąc, wiele firm handlowało iracką ropą podszywając się pod program, w rzeczywistości nie mając z nim nic wspólnego.  Ktoś jednak musiał ten nielegalny system zorganizować i zacierać ślady. Podejrzenie padło na jednego z prawników pracujących dla ONZ. Śledztwo wskazywało że, to on pomagał firmom dostać się  „ źródełka „ i obchodzić wszelkie zabezpieczenia programu. Ostatecznie jednak nie skazano go.

I teraz ostatni część układanki.

Kiedy w 2010 roku,  po raz kolejny postanowiłem przyjrzeć się dostawom ropy do Polski, zorientowałem się, że ropę do Orlenu dostarcza przeciekawa firma, powiązana z jeszcze ciekawszymi ludźmi pochodzącymi z jednej  z rosyjskich republik. W skali jeden do dziesięciu należy dać tym ludziom  dziesiątkę.  Liga światowa.  Polscy P, i im podobni, to przy nich przedszkole.  Mówiono (może to plotki), że właściciele firmy zorganizowali sieć czegoś na kształt prywatnych gułagów, w których przetrzymywali, między innymi Czeczeńców i innych, którzy narazili się Kremlowi.  Kilku dziennikarzy kiedyś  pisało o tym, ale żaden po swoich publikacjach nie chciał o tym rozmawiać. Wszyscy bali się . Firma zarejestrowana była w Szwajcarii a jej biuro stanowiła skrytka pocztowa i szuflada w kancelarii prawnej. Kiedy pogrzebałem głębiej, okazało się , że pełnomocnikiem  firmy dostarczającą lwią cześć ropy do Polski jest ów prawnik pojawiający się w śledztwie w sprawie nieprawidłowości w programie Ropa za żywność.   W  naszym kraju jej interesy reprezentował człowiek zeznający kiedyś przed sejmową komisją śledczą do spraw Orlenu  w wątku nielegalnych prowizji w handlu ropą.  Sprawa wielce ciekawa. Kończąc ten wątek powiem tylko, że nie udało mi się wyemitować tego materiału.

A teraz Iran.

Byłem zdziwiony, nawet bardzo, kiedy dowiedziałem się, że na Mazurach szkoli się członków Hamasu. Chodzi nie o  szkolenia które odbywały się  w latach  70 tych, czy 80 – tych, ale o te , które przeprowadza się obecnie. Przecież to wbrew logice, wbrew naszym interesom,  kierunkom i zobowiązaniom. Chyba, ze się mylę, że to bardziej złożona gra i kombinacja. Zakładam także i to.
Czy mam także przyjąć podobne założenie w sprawie zastanawiających informacji o  handlu z Iranem?  Czy możliwe jest, aby asystent członka polskiego rządu był powiązany z  firmą , która uczestniczy w handlu z irańskimi podmiotami?  Handel ten miałby obejmować tzw. materiały podwójnego zastosowania, takie jak części samolotowe, tzw. sztuczną skórę, ampułki – zastrzyki  przydatne w krytycznych stanach organizmu. Podwójne zastosowanie tych przedmiotów jest oczywiste. Jeśli tak to jest to pogwałcenie wielu międzynarodowych postanowień, a przynajmniej moralnie bardzo wątpliwe.  Czy to możliwe? Chcę wierzyć, że nie.    

środa, 23 stycznia 2013

ciekawe kontakty A.Leppera, czyli sytuacja modelowa

Science fiction, tak rozpocznę.

Andrzej Lepper ostatecznie i  nieodwołalnie popełnił samobójstwo. Do takiego wniosku doszedł prokurator prowadzący sprawę. Zaraz później umorzył dochodzenie i sprzątnął biurko. Tak więc  Lepper powiesił się na sznurku od snopowiązałki w warszawskim biurze Samoobrony , bo miał długi, był przegrany jako polityk i, w ogóle miał kiepski okres. Mniemam więc, że  umarzając sprawę prokurator  nie zapuścił się zbyt  daleko w kwestie podejrzanych kontaktów A. Leppera na Białorusi, prawdopodobnie istotne dla sprawy irackie kontakty szefa Samoobrony   pozostaną nie wyjaśnione, także  fakt zainteresowania działalnością szefa polskiej partii przez austriackie (niemieckie?) służby,   prawdopodobnie pozostanie niewyjaśniony.  Prokurator zrobił to, co potrafił, zrobił to,  co mógł.

Rolą dziennikarzy nie jest wyręczanie prokuratury, więc nie zamierzam tego robić. Chcę jedynie  opisać pewną historię, która dotyczy zmarłego wicepremiera a która wpisuje się w szerszy kontekst działań służb specjalnych w Polsce. Niestety, opowieść wymaga kilku dłuższych zdań wstępu.

  Kilka lat temu, zajmując się tzw. mafią paliwową  posiadłem dosyć rozległa wiedzę na temat mechanizmów nią kierujących. Upraszczając opowieść, mechanizmy te sprowadzały się w zasadzie do kontroli tej organizacji przez polskie służby specjalne i kilku  wysokiej rangi polityków. Najwięksi, tak zwani baronowie paliwowi wykonywali rozkazy płynące z delegatur jednej  ze służb a od strony organizacyjnej i prawnej mieli krycie urzędniczo - polityczne. Interes kręcił się latami a zyski szły w miliardy. Co prawda kilku baronów poszło na chwilę do więzienia, ale większość z nich jest już na wolności. Kiedy śledziłem tę przestępczą organizację dotarłem do punktu, w którym  tak naprawdę najistotniejszą kwestią stała się odpowiedź na pytanie: Kto i jak kontroluje dostawy surowca do Polski?  Okazało się, że system wyglądał ( wciąż tak jest ?) następująco:  Mimo, że formalnie ropę do kraju dostarczało kilka firm, to w rzeczywistości była to jedna grupa ludzi , która rozdawała „frukty”  - dopuszczała do biznesu, w zależności od konieczności i bieżącego układu politycznego( personalnego). Pomimo tego, że formalnie firmy były odrębnymi bytami gospodarczymi, to rachunek w banku miały ten sam (konkretnie subkonto - taka sytuacja miała miejsce w przypadku dwóch największych firm dostarczających ropę). Krótko mówiąc, całość dostaw kontrolowali ludzie związani z służbami cywilnymi. Wątek ukraiński sprawy wciąż jest bardzo ciekawy.
 Układ był zabetonowany, wydawało się,  na lata. Jednak kilku cwaniaków powiązanych z konkurencyjną służbą próbowało rozmontować system. Baronowie paliwowi z krajowego podwórka i ich profesjonalnie wyszkolenie mocodawcy mieli zdecydowanie większe ambicje. Również oni chcieli zarabiać na dostawach, bo dostawy ropy, to gigantyczny interes a pieniądze z niego można pożytkować przecież w rozmaity sposób, także -  a może przede wszystkim w polityce. Co prawda zyski z lewego handlu paliwami były pokaźne, prace nad powołaniem i sfinansowaniem nowej partii politycznej zostały zainicjowane a do szkolenia przyszłych polityków wynajęty największy krajowy ekspert od tych spraw, to jednak wszystko to  nie zaspokajało apetytów. Tymczasem ropa  do Polski płynie ze Wschodu i aby się do niej dobrać trzeba znaleźć się  w kręgu zaufanych gospodarzy Kremla.
Tak wiec, kiedy kilka lat temu Władimir Putin  po raz pierwszy odwiedził Polskę, zawitał także do Poznania. Po części oficjalnej  przyszła pora na nieformalną. Na jednym z  zamkniętym dla prasy spotkań  W. Putin podjął kilku wybranych polskich biznesmenów. Wśród nich był jeden z największych baronów paliwowych  w kraju, niejaki G., którego kilka lat później  prokuratora oskarżyła  o przestępstwa paliwowe na setki milionów złotych.  Tak czy owak, niedługo po tym spotkaniu „biznesmen G.” wsiadł do samolotu, poleciał do Moskwy i spotkał się generałem  o przyjemnie brzmiącym pseudonimie „Mały Kreml”. „Mały Kreml”, był przepustką, bramką  do wielkiego energetycznego biznesu. Dzięki jego wsparciu, bądź rekomendacji można było wejść do kręgu zaufanych w intratnym biznesie. „Biznesmen G.” najwyraźniej pomyślnie przeszedł sprawdzenie i  „Mały Kreml”  namaścił go na importera. Teraz można było zacząć rozkręcać złoty interes.
Wszystko szło świetnie, aż do momentu, w którym  z rozmachem realizowane plany popsuł pewien ambitny i  wyjątkowo niesforny prokurator. Zrobił to z pomocą  swojego równie niesfornego przyjaciela z tej samej krakowskiej prokuratury apelacyjnej. Jak gdyby  nigdy nic, prokurator  zamknął „biznesmena G.” i jego dwóch wspólników  do więzienia ( zanim to się stało, „biznesmen G.” został ostrzeżony przed aresztowaniem i uciekła do Hiszpanii. Ostatecznie jednak, po kilku miesiącach  wylądował za kratkami).
Zapanował konsternacja a później szaleńcza furia, która miał zniszczyć prokuratora i kierowany przez niego zespół  (mniej więcej w tym czasie e powstała  sejmowa komisja śledcza ds. Orlenu przed którą zeznawał wspólnik „biznesmenaG” J.B.). Kilka  prowokacji, seria  prasowych enuncjacji oraz  PR - owych posunięć  i w zasadzie udało się . Prokurator stracił możliwość realnego działania. W całej akcji przeciwko prokuratorowi (i jego współpracownikom) brało udział kilka znanych dziś osób z kręgu polityki. Ostatecznie, w sensie prawnym „biznesmenowi G” i jego dwóm wspólnikom niewiele zrobiono, jednak dzięki działalności prokuratorów  G.  stracił zaufanie  i z wielkiej gry  wypadł  na dobre.  

Wracamy do wątku A. Leppera. Zastanawiało mnie dlaczego właśnie w Poznaniu doszło do spotkania W. Putina z kwiatem (J)polskiego biznesu? Może to dziwne pytanie, jednak jakoś wciąż mnie nurtowało.
Kolejny skrót. Otóż po wielu działaniach, o których nie chcę w tym miejscu pisać udało się ustalić, że właśnie w Poznaniu działała jedna z ciekawszych siatek  ludzi pracujących dla Rosjan. Wśród nich był pewien  analityk rosyjskiego pochodzenia, oficjalnie prowadzący firmę zajmującą się jakimś tam consultingiem. Analityk ten  sformułował niebezpieczną dla nas a niezwykle interesującą dla Rosjan technikę i taktykę  przejmowania polskiego sektora energetycznego i petrochemicznego. W wielkim skrócie polegała ona na „ustawianiu” w naszym kraju firm -  słupów, które przy wsparciu rosyjskich „ partnerów” wchodziłyby w system dostaw surowców do naszego kraju. Cześć z tych dostaw miała być  realizowana w systemie kredytowym. Tak powstałe długi ( świadomie i przy udziale ludzi kierującymi np. rafineriami) zamieniano by następnie na udziały w zadłużonych spółkach. System oczywiście był bardziej wyrafinowany niż go tu opisuję, jednak idea, w zasadzie była właśnie  taka.    W systemie  ważną rolę miała odgrywać firma  „biznesmena G.” i jego wspólników.
 Prawnikiem   wspólnika   „biznesmena G.” , był pewien katowicki adwokat.  Tak się składa, że  swego czasu adwokat ten był także jednym  z najważniejszych ludzi w „Samoobronie” i prawą ręką A. Leppera. Jego pomysł, to między innymi  słynne Centrum Informacji Aferalnej. Według dobrze poinformowanych źródeł  A. Lepper szykował go nawet na ministra sprawiedliwości. Mimo, że adwokat nie był posłem i członkiem komisji ds. specsłużb,  miła przepustkę, dzięki  której,  bez przeszkód wchodził  na posiedzenia komisji. Oficjalnie, jako doradca. Kiedyś zapytałem go o ten fakt. Z rozbrajającą szczerością odpowiedział, mi, że przewodniczący może wszystko załatwić. Kariera adwokata została gwałtownie przerwana. W  ramach wielkiego paliwowego śledztwa , które zapoczątkował krakowski prokurator także i adwokat trafił za kratki. Kiedy siedział w areszcie spotkałem się z jego żoną. Umówiłem się z nią na  spotkanie na jednej z katowickich stacji benzynowych. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej. Kobieta nie miała bladego pojęcia o co chodzi w sprawie jej męża. Wspominała coś o podejrzanych wizytach męża i A. Leppera w Kaliningradzie , ale nie potrafiła powiedzieć nic konkretnego. Sprawiała wrażenie zdezorientowanej i przerażonej. Przekazała mi jednak list od  męża, w którym pisał, że jest niewinny a  cała sprawa to zemsta i element gry .  Nic konkretnego.

Cofnijmy się jednak w czasie.

Kilka lat temu nasze służby zwerbowały do współpracy właściciela podpoznańskiego ośrodka wypoczynkowego. Tak się składa, że pensjonat ten był ulubionym miejscem spotkań kilku Rosjan. Rosjanin ci z kolei byli bardzo interesujący dla polskich służb. Właściciel ośrodka  stał się więc nieocenionym współpracownikiem. Pewnego razu właściciel pensjonatu  poinformował oficera  prowadzącego, że ośrodek zaczął odwiedzać A. Lepper.  Obserwacja przyniosła nieoczekiwane efekty. Okazało się, że w ustronnym ośrodku A. Lepper spotykał się rosyjskimi dyplomatami. Według meldunków, podczas jednego ze spotkań  dyplomata  przekazał Lepperowi pieniądze. Podobne spotkania i darowizny miały miejsce jeszcze kilka razy.  Potem z Lepperem spotykali się juz Białorusini (to chyba tak praktyka?).Meldunki w  sprawie spotkań naszego polityka z przedstawicielami rosyjskich i białoruskich służb  trafiły oczywiście do centrali. Na polecenie osoby nadzorującej tego typu sprawy wszystkie meldunki, w zalakowanej kopercie zamiast do analizy i realizacji  trafiły do archiwum. Kariera szefa Samoobrony mogła dalej rozwijać się bez przeszkód. A potem to już wiemy jak się wszystko potoczyło. Klewki, koalicja, nagrania Beggerowej,  raport z likwidacji itp.  Zachodzi więc pytanie, dlaczego nikt  nic nie zrobił z  wiedzą o niedozwolonych kontaktach przyszłego wicepremiera polskiego rządu?  Czy wiedza ta była komuś na rękę, stała się elementem nacisków i szantażu wobec Leppera? Jeśli tak, to mam nadzieję, że w słusznej sprawie. W polskiej sprawie.  Śledząc jednak poczynania Leppera jako polityka nie mam stu procentowej pewności.   Czy Firma "biznesmana G." miała być wehikułem, który dostarczał niezbednych finansów do budowy  odpowiedniej pozycji i znaczenia partii Samoobrona a także jej lidera? Kto zadecydował o tym aby, de facto ukryć raporty o podejrzanych spotkaniach i nielegalnym finansowaniu? Mam w tym temcie intuicję  i jeśli mnie nie zawodzi to , osoba ta przewija się także w inneym  temacie. To słynna sprawa „Profesora”, o której pisał kiedyś w swojej książce były agent rosyjskiej SWR. To sprawa rosyjskiego agenta w szeregach polskiej służby. Widzę także inne powiązania tej osoby. Tym razem,  z pewnym nieudolnym, ale popularnym obecnie polskim  pisarzem, który jeszcze zanim został pisarzem, był  istotną  personą   w kontaktach   z towarzyszami z Petersburga i  Moskwy. 

wtorek, 8 stycznia 2013

Służba nie drużba, czyli koniec Bonda.


Kilka tygodni temu napisałem o konieczności głębokich zmian w polskich służbach. Nie byłem i nie jestem w tym temacie wyjątkowy. Jednak formułując, ten zgoła ogólny postulat oparłem go o konkretne przykłady dźwigające tezę. I nagle  stało się.
Premier odstawił Bonda na boczny tor.  Tak zwana opinia publiczna dostała  lakoniczny komunikat  o rejtanowskim geście generała, który nie godząc  się na  minimalizowanie  ABW odszedł. Opinia kupiła, nie kupiła , nie ważne. Wersja jest jedna i tej rząd  się trzyma. Gdzie niegdzie słychać cichutkie głosy, że „rezygnacja” Bonda, to element akcji skręcania  afer, których Bond nie chciał zamieść pod dywan.  Docierają do mnie informacje o aferach w sektorze energetycznym, wielomilionowych defraudacjach, wyprowadzenia pieniędzy, podejrzane kontrakty a w tle chrapka na prywatyzację sektora (choćby częściową)  według konkretnego scenariusza. Czy to było przyczyną odsunięcia szefa ABW? Nie  sądzę. Najczęściej, jako przyczynę odstawienia Bonda wskazuje się  aferę z Amber Gold. Ponoć to ta kropla  przelała czarę goryczy premiera.

Czy aby na pewno? Tu także mam wątpliwości. 

Czy generał Bondaryk, doświadczony i zaprawiony w różnych grach oficer mógł popełnić taki szkolny błąd? Mógł przeoczyć działalność AG, nie mieć swoich ludzi w środku tego  milionowego biznesu?  Czy zapomniał  poinformować  szefa na czas o tym, że to przedsięwzięcie może być zwykłą piramidą finansową ? Czy myślał ( działał na zamówienie?), że afera AG przewróci premiera i rząd? Jeśli tak, to pewnie w głębi duszy musi uważać się, za polskiego Hoovera. Coś mi tu jednak nie pasuje, coś się nie składa w tym wątku. Myślę sobie, a w zasadzie to mam pewność, że  działalność AG od początku do końca nie stanowiła zagadki dla ABW. Nigdy nie było problemu z analizą, z informacjami, a co więcej, z wiarygodnymi źródłami informacji umiejscowionymi w samym środku tego biznesu. Nie było także problemu z raportowaniem. Pisałem   o tym już wcześniej. Stąd konkluzja, że  to nie ABW rozgrywała główną partię w tej grze. To nie ludzie Bonda ustawili  pionki na  szachownicy i to nie jego ludzie nimi grali. Wiele wskazuje na to, że  wystąpili w roli nieświadomych statystów.
Czy Bond połapał się zbyt późno, że koledzy  rozegrali go perfekcyjnie?  Koledzy z  instytucji, która w nazwie również ma słowo agencja. Tak więc ludzie tej Agencji postanowili upiec kilka  pieczeni na ogniu AG –  biznesy prywatyzacyjne, zalegające w magazynach złoto i takie tam inne. Kiedy skończyli, AG szlag trafił. Ale nie od razu. Interes od początku obliczony był na  szybki, ale konkretny  strzał. Kiedy ten cel został zrealizowany, ustawiono kolejną grę. Teraz grano o konkretne efekty polityczne i przy okazji o absolutną dominację na podwórku służb. Tak na marginesie, dziwne to wszystko, bo kto jak kto, ale Bond powinien wiedzieć, że w obrocie złotem nie ma żartówJ.

 Stare amerykańskie przysłowie mówi, że  albo siedzisz przy stole , albo jesteś w menu. Bond sądził,  że siedzi przy suto zastawionym stole, tymczasem wjechał na niego jako danie główne. Główne, lecz nie jedyne. Teraz kolej na inne służby. Słyszymy już o zmianach w elitarnym CBŚ.  Reset? Jak napisałem w pierwszych zdaniach, bardzo potrzebny.

Mam jednak wątpliwości  czy kierunek zmian jest odpowiedni? Widzę to tak. Jedna opcja zwyciężyła. Ludzie z nią związani okazali się  bardziej przemyślni a ich kombinacja bardziej złożona i skuteczna. Grali też o inną stawkę.  O jaką, napiszę innym razem. Jeśli  premier podjął decyzję o zmianach, to powinny one  przebiegać we wszystkich kierunkach, a nie tylko w tym wskazanym przez ludzi z wymienionej  Agencji? (Takie postawienie tezy i wskazanie  podmiotu nakazuje logika). Czy aby na pewno w  łonie tej Agencji wszystko gra? Czy można ufać ludziom, którzy zatajali niezwykle ważne informacje w najważniejszym dla nas śledztwie?

 Co stało się z pracownikiem (oficerem pod przykryciem dyplomaty w Moskwie) tej Agencji , który dzień po katastrofie TU 154 został dotkliwie pobity w Smoleńsku przez nieznanych sprawców. Opinia publiczna nic o tym nie wie. Nie wie także,  że skradziono mu  dokumenty  i aparat fotograficzny na którego karcie zapisanych było kilkaset zdjęć rządowego samolotu, zrobionych tuż po katastrofie? Ten incydent dotyczył przecież dyplomaty, a jednak nikt nic o tym nie wie. Co robi dziś ten człowiek i jakie rozkazy otrzymał od przełożonych po tym zajściu? Ostatecznie dokumenty (po niesamowitym śledztwie) odnalazły się. Komendant smoleńskiej policji (sic!) znalazł je w przydrożnym rowie. Aparat ze zdjęciami przepadł.

 Jeśli te i inne informacje o których pisałem  w oficjalnym rozumieniu nie ujrzały światła dziennego, to rodzi się proste pytanie: Dlaczego? Oczywiście szefostwo Agencji wykonuje rozkazy, podlega zwierzchnictwu. Reglamentowanie informacji może mieć więc trojaki charakter: jest samowolą,   szefowie agencji wykonują rozkazy zwierzchników i trzeci, który na wstępie wykluczam, są debilami. W pierwszym przypadku, w warunkach państwa prawa mamy  do czynienia ze skandalem. Drugi, w mojej opinii jest poważniejszy. Skandalowi towarzyszyć bowiem  może strach. Ktoś, kto z jakichś powodów wydał taki rozkaz, w tej samej chwili stał się  zakładnikiem przyjmującego polecenie. Czy strach jest fundamentem tego pozornego zaufania które otrzymuje ostatni Agencja?  Jest też inna możliwość. Wojna na górze. Wojna totalna i na wyniszczenie w której Agencja jest nieocenionym sojusznikiem. Nie tylko na polskm odcinku. Pożyjemy, popiszemy.