W tej niewesołej historii są jednak i zabawne wątki. Choćby próba oceny warsztatu dziennikarskiego Czarka i Tomasza Wróblewskiego przez członków RN. Znam jedną osobę z tego gremium, to niegdysiejszy dziennikarz Wprost. Pamiętam, że z dużym zaangażowaniem i sukcesami śledził powiązania Aleksandra Kwaśniewskiego z częstochowskim baronem paliwowy, byłym prokuratorem wojskowym. Podczas jednego ze spotkań w krakowskim klubie " Pod gruszką" pokazywał mi nawet interesujace zdjęcia dokumentujące kontakty obu dżentelmenów. Pozostałych członków RN nie znam, domyślam się jednak, że są to niebagatelne postaci życia dziennikarskiego, które bazując na doświadczeniu, kontaktach i wiedzy wyliczyły Czarkowi błędy i ustawiły drogowskazy, które w przyszłości nie pozwolą mu ( i innym) zboczyć na manowce dziennikarskiego fachu. Tak musiało być, bo jakże inaczej?
Ale na poważnie. Jeśli właściciel gazety i jego ludzie oczekiwali, że Gmyz przyniesie im na talerzu nazwiska informatorów i nagrane z nimi rozmowy, to byli - w najlepszym przypadku naiwni. Czarek nie mógł tego zrobić. Nie mógł, bo gdyby to zrobił popełniłby niewybaczalny grzech a w zasadzie przestępstwo. Nie wymagam od ludzi kierujących „Rz” bezgranicznego zaufania do któregokolwiek ze swoich dziennikarzy. Oczekuję jednak zdrowego rozsądku. Poza tym, właściciel pisma, przed podjęciem decyzji o publikacji tekstu o trotylu (ale nie o zamachu!) mógł się przecież skonsultować z przynajmniej kilkoma znanymi sobie osobami, które o lataniu, pilotażu i trotylu wiedzą zdecydowanie więcej niż on.
Pisz bez cenzury - Jarosław Knap, doradca Hajdarowicza pisał o Bogusławie Lepiarzu z Częstochowy
OdpowiedzUsuń