środa, 24 października 2012

gra smoleńskimi zdjęciami

Coraz to nowe informacje docierają do nas na temat zdjęć z katastrofy smoleńskiej, które jakiś syberyjski bloger udostępnił światu. Cóż, od dawna wiadomo, że świat jest globalną wioską. Ktoś robi zdjęcia w Smoleńsku, ktoś inny pakuje jej do komputera w jakimś miasteczku na Syberii, jeszcze ktoś inny informuje o nich w Polsce. Oj, mała ta wioska. Nasze media szaleją, dziennikarze szukają źródła, opinia publiczna(przynajmniej  jej normalna część) jest w szoku Wszystko toczy się według przewidywalnego scenariusza, którego  autor nie przewidział jednak czytelnego zakończenia.
Nie przewidział, bo w mętnej wodzie łatwiej ryby łowić. Zamiast tego co  mamy ? Ano przynajmniej trzy możliwe zakończenia.

 - Zdjęcia wyciekły z archiwum MAK – u, tak to możliwe.

 - Publikacja zdjęć to efekt obywatelskiej postawy rosyjskiego blogera, który w  tajemniczy sposób zdobył zdjęcia – tak,  to również możliwe. 

 - publikacja zdjęć, to robota Polaków – O! To jak najbardziej możliwe.

Pewnie można przedstawić jeszcze kilka, mniej lub bardziej prawdopodobnych wariantów wycieku zdjęć. Jednak nie o warianty tu chodzi a o fakty. Zdjęcia pojawiły się w sieci. To fakt. Być może to co opiszę poniżej rzuci trochę światła na pochodzenie fotografii i na to, co dzieje się w tej sprawie dziś.

Kiedy dowiedziałem się o katastrofie telewizja TVN dla której wówczas pracowałem w trybie ekstraordynaryjnym wysłała mnie do Smoleńska. Najpierw lot do Moskwy, potem wynajętym samochodem do Smoleńska i po kilku godzinach, nocą 10 -  tego kwietnia zameldowałem się w motelu, kilka kilometrów od lotniska.

11 -  tego rano lotnisko Siewiernyj przypominało twierdzę.
Rosyjskie służby szczelnie  otoczyły cały teren katastrofy. Żołnierz, koło żołnierza , milicjant przy milicjancie, wszystkie bramy obstawione. Mysz się nie prześlizgnie. Każdy ze zgromadzonych przed bramą  lotniska dziennikarzy chciał dostać się do środka. Przez główną  bramę ( ryglowaną zardzewiałym drutem) wjeżdżały  jednak tylko samochody rosyjskich służb, prokuratury, wojska  itp.  Zza ogrodzenia lotniska przedostawały się jedynie szczątkowe informacje o tym, co działo się w miejscu katastrofy. Zazwyczaj były to bardzo ogólne komunikaty. Dowiedziałem się jednak, co mnie zaskoczyło,  że tuż  po tragedii Rosjanie rozpoczęli  budowę pomnika ku czci ofiar katastrofy. Zaskoczyła mnie także i inna rzecz. Zaobserwowałem, że na teren lotniska, co rusz wjeżdżała i wyjeżdżała biała, rozklekotana furgonetka. Kursowała co kilka godzin, w tę i z powrotem. 11 kwietnia - pamiętam dokładnie, przed południem, kiedy furgon kolejny raz opuszczał lotnisko machnąłem do kierowcy by zatrzymał się . Zrobił to. Zapytałem go dlaczego bez przeszkód wjeżdża na teren lotniska? Odpowiedział mi, że jest właścicielem firmy budowlanej i że jego ludzie budują  pomnik. Zdziwiło mnie to, ale pomyślałem, że takie szybkie upamiętnienie ofiar katastrofy to być może zwyczaj, taki wyraz solidarności albo sam już  nie wiem co.... 

Zależało mi aby dostać się za bramę Siewiernego Zaproponowałem kierowcy furgonetki aby wwiózł mnie na teren lotniska, jako pracownika jego firmy. Nie zgodził się.
Jednak kiedy po raz kolejny wyjeżdżał sam zatrzymał się obok mnie i zdecydowanym ruchem ręki nakazał abym wsiadł do samochodu. Odjechał kilkaset metrów, stanął i  wyciągnął  z kieszeni aparat fotograficzny. Pokazał mi kilkanaście zdjęć z miejsca. Były drastyczne. Chiałem mieć te fotografie. Po negocjacjach (ale nie nadzwyczaj trudnych) zdecydował się sprzedać mi je. Na kolejne spotkanie umówiliśmy się za kilka godzin w centrum Smoleńska. Zjawił się o wyznaczonej porze. Kiedy dzisiaj to analizuje,  sądzę, że podczas spotkania  udawał przejętego i przestraszonego.  Przekazał mi skopiowane na USB zdjęcia Zapłaciłem za nie  tyle ile chciał -  600 rubli. Po kilku dniach wróciłem do Polski. Oczywiście zdjęć tych nigdy nie wykorzystałem.
Po dwóch i pół roku  wybucha skandal ze zdjęciami. Znalazłem jej w sieci i trochę  zdziwiłem się.
Cześć tych zdjęć - te  z terenu lotniska to zdjęcia , które kupiłem od właściciela firmy budowlanej.

Jestem prawie pewny, że zdjęcia z kostnicy zrobił ten sam człowiek, bądź zostały zrobione tym samym ( takim samym?) aparatem. Czcionka  i kolor datownika pojawiający się na fotografiach są w moim odczuciu  takie same, jak na zdjęciach z lotniska. W mojej opinii wersja z firmą budowlaną  i pracownikami budującymi pomnik ( pomnik powstał )  to lipa a ludzie ci ( przynajmniej jeden)  to funkcjonariusze służb, którzy od pierwszej chwili po katastrofie  realizowali nakreślony  scenariusz. Oczywistym jest przecież, że w dniu katastrofy  pracownicy żadnej firmy budowlanej nie mogliby pojawić się na lotnisku, na którym doszło do tragedii, w której zginął prezydent, bądź co bądź unijnego kraju. Kto myśli inaczej jest naiwny. No chyba, że znów pojawi się argument o legendarnym rosyjskim bałaganie? Wersja, o tym, że zdjęcia wyciekły z polskich akt w mojej opinii jest więc mało wiarygodna . 

Po tym opisie muszę postawić  pytania (na które odpowiedzi są  dosyć proste). Kto skorzystał ( skorzysta) na publikacji zdjęć zmasakrowanych ofiar katastrofy? Jaki skutek odniesie ich upublicznienie? Odpowiedź na nie wskaże inspiratora ostatnich wydarzeń.
Dziel i rządź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz