SF Wieść o ucieczce naszego fotoreportera
wojennego, pracującego w Syrii dla francuskiej agencji prasowej i polskiego
studia M obiegła Polskę lotem
błyskawicy. W lipcu tego roku Marcina Sudera porwali syryjscy Islamiści, którzy
wdarli się do biura prasowego opozycji, splądrowali je a Marcina Sudera uprowadzili. Oficjalnie nie
podali jasnych powodów dlaczego to zrobili, nie ogłosili żadnych żądań w zamian
za uwolnienie fotoreportera. Nieoficjalnie mówiło się o rabunkowym motywie. Polskie
MSZ oficjalnie nie wiedziało więc co
stało się z naszym rodakiem. Zebrał się zespół, radzono co zrobić. Informowano,
że MSZ dokłada wszelkich starań, aby dowiedzieć się co właściwie wydarzyło się w Syrii i w czyich
rękach znalazł się Marcin Suder. Opinia publiczna w kraju dostawała zapewnienia,
że nasi urzędnicy i inni odpowiedzialni zrobią wszystko, aby fotoreporter wrócił cały
i zdrowy do kraju.
Tak też się stało. Wrócił. Dowiedzieliśmy się, że zwiódł
czujność przetrzymujących go porywaczy i zdołał uciec.
Jednak czy
ta wersja wydarzeń jest prawdziwa? A gdybym podał inną?
Założenie: Państwo
nie może negocjować z przestępcami. Nie zależnie od tego kim się mienią i pod
jakim sztandarem kroczą. To jasne. Często jednak stosuje się zabieg polegający
na ustawieniu pośrednika. Dla dobra sprawy, czy zakładników, Oficjalnie
przedstawiciele państwa nie kontaktują się z terrorystami, czy przestępcami,
jednak rozmowy toczą się a efekty często są zadowalające.
Marcin Suder
zostaje porwany.
W ogarniętej
chaosem wojny domowej Syrii, oprócz uznawanej
przez świat Syryjskiej Koalicji
Narodowej, skupiającej opozycje wobec
rządów Baszara el - Asada, operuje wiele innych grup i organizacji. Są wśród nich także radykalne islamskie
ugrupowania, różnej maści bojownicy, najemnicy i niespokojne dusze z całego
regionu. Przekaz z Syrii kalibrowany jest w taki sposób, że opinia publiczna
dowiaduje się o złym Asadzie, dobrej opozycji i niebezpiecznych fundamentalistach,
powiązanych z Al – Kaidą, którzy chcą państwa wyznaniowego w Syrii.
Zaraz po
uprowadzeniu Polaka nasze służby dostają informacje, że za porwaniem stoją islamscy
fundamentaliści. Konkretni. Informacja pochodzi z kręgów SKN. Ludzie SKN
twierdzą, że mają kontakty z porywaczami i podejmą sie negocjacji w sprawie
uwolnienia Polaka. MSZ z braku innych możliwości i pod dużą presją publiczną
przystaje na propozycję. Po kilku dniach ludzie SKN informują, że
porywacze wypuszczą fotoreportera, pod jednym wszakże warunkiem. Muszą wzbogacić
się o kilka milionów dolarów. Trudno negocjować życie polskiego obywatela, MSZ
zwleka, jednak ludzie SKN nalegają na szybkie podjęcie decyzji. MSZ wie, że
samo nic nie zdziała, wie ,że w Syrii w zasadzie może niewiele, jeśli cokolwiek.
Zapewnienia jedno, możliwości drugie. To samo dotyczy naszych służb specjalnych.
Jedynym ratunkiem jest SKN. I SKN dobrze
o tym wie. W końcu zapada decyzja o zapłacie okupu za Marcina Sudera. Jednak wcześniej
na prośby Polaków do gry, włącza się wywiad turecki. Oni w Syrii są obecni i mogą zdecydowanie więcej. Operacja jest przygotowywana kilka tygodni.
Pieniądze ( 5mnl), przez Turcję ( tureckich agentów) docierają do Syrii, do
ludzi z SKN. Ci, jak twierdzą w odpowiednim momencie przekażą je porywaczom.
Czy tak się stało? Czy rzeczywiście za porwaniem fotoreportera stali islamiści?
Do kogo trafiły pieniądze? Ciekawe pytania. Niezależnien od nich, szczęśliwie Suder jest wolny.
Niezależnie
od nich Polskę obiega informacja, że Marcin Suder uciekł przetrzymującym go
islamistom i przedostał się na terytorium Turcji a potem już do kraju. Media społecznościowe rozgrzały się do czerwoności. Wszak sukces.
Wiwat SKN! Wiwat Turcja!
Wiwat SKN! Wiwat Turcja!
Klient
płaci, klient ma.
Która wersja
jest prawdziwa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz