SF…
Czy kilka lat temu w strukturach polskiej
dyplomacji powstałą tajna grupa działająca poza kontrolą i wiedzą szefostwa MSZ
– tu? Czy jej członkowie nadal funkcjonują w naszej dyplomacji?
Pytania mogą budzić zdumienie, jednak bardziej
zaskakująca jest historia, która chciałbym przedstawić, a która być może daje odpowiedzi na tak sformułowane
kwestie.
Wszystko zaczęło się kilka lat temu, w okresie, w którym ważnym
urzędnikiem w Ministerstwie Spraw Zagranicznych został pewien rzutki i
ambitny działacz. Na potrzeby tego tekstu nazwijmy go Panem X.
Otóż Pan X swoją karierę w polityce rozpoczął
po tym, jak wyrzucono go z UOP - u. Po zakończeniu przygody z UOP - em Pan
X powrócił na chwilę do zajęcia, które wykonywał przed podjęciem pracy w
kontrwywiadzie. Charakter pracy pozwalał
mu bez skrępowania zadawać najróżniejsze pytania. Interesowały go kwestie
międzynarodowe i polityka wschodnia. Miał kontakty, wiedzę , doświadczenie.
Ciągnęło go też od polityki. Był aktywny i z czasem osiągał nawet pewne sukcesy
organizacyjne. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Pan X w polityce stał
już obiema nogami. Złośliwi twierdzili nawet, że jego kariera przyspieszyła po
tym , jak pokazał kilku ważnym politykom niezwykle ciekawe dokumenty z okresu
swojej pracy w UOP. Wkupił się? Uwiarygodnił? A może jeszcze coś innego?
Tak czy inaczej, w pewnym momencie dostał ciekawą
propozycję pracy. Przyjął ją i w jednym z europejskich krajów objął kierownicze
stanowisko w instytucji luźno związanej z działalności dyplomatyczną. Nie była
to ambasada czy konsulat, ale zdecydowanie zbliżył się do kręgów
dyplomatycznych, o których zawsze marzył. Kiedy po kilku latach, bogatszy o
doświadczenia wrócił do kraju, otrzymał propozycje pracy w MSZ . W ten
sposób jego marzeni spełniły się, tym bardziej, że stanowisko, które miał
objąć, postawiłoby go w szeregu ludzi realnie decydujących o polityce
personalnej w ministerstwie. Pan X propozycje oczywiście przyjął. Były
to czasy, w których głośno i często mówiono o konieczności wymiany naszych kadr
dyplomatycznych. Oficjalna polityka MSZ - tu w tym zakresie była jasna: Starzy,
związani z dawnym systemem i jego służbami powinni odejść a na ich miejsce
powinni przyjść nowi. Teoretycznie. Jednym z tych , którzy mieli rekrutować
nowych był właśnie Pan X. Pan X miał
plan. Zarzucił sieci. Łowy były okazałe, bo perspektywa pracy w
dyplomacji dla wielu była kusząca. Jednak, jak nie trudno się domyślić, większa
część procesu wymiany kadr dyplomatycznych była swego rodzaju teatrem. W mętnej
wodzie łatwiej ryby łowić. Starzy nie odeszli ukrywając się na różnych
placówkach a dopływ świeżej krwi był stanowczo za mały. Tymczasem w ogólnym
bałaganie reformy kadrowej Pan X skrupulatnie realizował zamysły.
Postanowił stworzyć grupę starannie wyselekcjonowanych osób, które później zamierzał
wysłać na placówki dyplomatyczne. Przy budowie siatki Pan X kierował się
prostą, lecz zaskakującą zasadą a komunikat płynący z jego ust adresowany do
świeżo pozyskanych pracowników brzmiał
mniej więcej tak : Oficjalnie pracujesz w MSZ - cie, ale pamięta, że to ja ciebie zatrudniam i wysyłam
i to mnie o wszystkim meldujesz. To ja
ciebie „zadaniuje”, jedynie dla mnie pracujesz i przede mną odpowiadasz. Zasady
i charakter naszej współpracy będą i
tajne. Takie są zasady.
Siatka Pan X powoli rosła a jej członkowie sukcesywnie obejmowali
stanowiska w dyplomacji . I nie były to stanowiska na placówkach w
peryferyjnych krajach, ale w miejscach ważnych z punktu widzenia naszych
interesów i polityki.
W pewnym momencie informacje o dziwnych zasadach rekrutacji i
pracy przedostały się na zewnątrz. Nasze służby podjęły temat. Oficerowie
sięgnęli po teczkę personalną Pana X, rozpoczęli obserwację i wdrożyli
procedury kontrwywiadowcze. Sięgnęli także po dokumenty z okresu pracy Pana
X w UOP. Kulisy jego odejścia z kontrwywiadu nie były do końca
jasne. Sprawa zaczynała się komplikować a oficerowie nabierać wątpliwości.
Podejrzenia, które rosły wraz z pozyskiwanymi informacjami można sprowadzić do
jednego pytania: Co kombinuje i dla kogo w rzeczywistości pracuje Pan X?
Nasze służby zintensyfikowały działania. Sprawdzono
strukturę ostatnich nominacji z rekomendacji Pana X. Śledztwo
objęło więc ludzi, których Pan X wysłał na placówki.
Okazało się , że członkowie grupy Pana X,
oprócz oficjalnych dyplomatycznych kanałów komunikacji i informacji mieli
jeszcze jeden. Tajny i zarezerwowany tylko do kontaktów z Panem X. O
sposobie i samym fakcie komunikacji nie informowali nikogo. Ani rezydentów
naszego wywiadu na zagranicznych placówkach, ani, tym bardziej szefa MSZ – tu,
czy innych przełożonych. To nie spotykana praktyka . Osoby z grupy Pana X
posługiwały się specjalnymi hasłami, korzystali z doraźnie zakładanych adresów
mailowych i stosowali wywiadowcze sposoby wywoływania spotkań . Grupa
dyplomatów zachowywała się jak dobrze zorganizowana i zakonspirowana komórka
wywiadowcza działająca w strukturach dyplomacji. W toku dalszych działań nasze
służby zidentyfikowały sześć osób korzystających z tajnego sposobu komunikacji
z Panem X. Dalsze śledztwo przyniosło kolejne fakty. Ustalono, że Pan
X intensywnie zbiera informacje, które ze względu na charakter jego pracy
nie powinny go interesować, ba, w zasadzie to nie powinny interesować polskich
dyplomatów. Analiza którą przeprowadzili oficerowie wykazała także, że pola
zainteresowań Pana X są w gruncie rzeczy polami na których z reguły nie
działał polski wywiad. Co więcej, charakter i kierunki zadań, które zlecał swoim ludziom Pan X a także
rodzaj i zakres tematów, które go interesowały były charakterystyczne dla rosyjskich służb wywiadowczych !
Oficer kontrwywiadu, z którym rozmawiałem o tej
sprawie powiedział mi nawet coś takiego:
- Gdybym był pracownikiem rosyjskich służb
i miał biurko w Moskwie, to od swoich agentów żądał by właśnie takich
informacji.
Jeden z oficerów prowadzących śledztwo sporządził
okazały raport w którym, zawarł wszystkie informacje i konkluzje ze śledztwa.
Wydawało się, że naszym śledczym udało się namierzyć, jeśli nie siatkę
wywiadowczą , to przynajmniej grupę ”prywaciarzy”, próbujących
zrealizować jakieś własne interesy, wykorzystując do tego stanowiska
dyplomatów.
Szczegółowy raport ze śledztwa trafił na biurko szefa służby i ….
nic. Oficerowi prowadzącemu odebrano śledztwo, zakazano interesowania się
tematem a cała sprawa trafiła do archiwum.
Nie udało się wiec
odpowiedzieć na kluczowe pytania: Czy Pan X działał sam, powodowany własną fantazją i ambicjami, czy może realizował czyjeś
polecenia w ramach większej operacji?
Pan X po
kilku latach pracy zamienił stołek wysokiego urzędnika MSZ – tu na wygodny
fotel dyplomaty. Później rozstał się z ministerstwem. Jednak kilkoro
z jego ludzi nadal pracuje w dyplomacji. Inni realizują „ciekawe” projekty w biznesie. Biznesy
te warte są opisania, ponieważ za ich pomoc prawdopodobnie planuje się osiągnąć
cele usytuowane nie tylko w sferze biznesowej. W tym przypadku zysk jest celem
drugorzędnym. Ale to imym razem
Akta spawy Pana X powinny spoczywać w archiwum.
Czekają na lepsze czasy. On sam prawdopodobnie także liczy na rychły powrót.
Ciekawe czym tym razem przekona polityków?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz