przemek.wojciechowski
czwartek, 6 września 2018
Zatrzymanie Przywieczerskiego - tajemnice FOZZ - u
Ładnych parę lat temu interesowałem się zawodowo aferą FOZZ. - jak to się dziś ładnie mówi, matki wszystkich afer. Szukałem ludzi, międzynarodowych powiązań finansowych, spółek sprzęgniętych w sieć wzajemnych interesów. Była to mozolna praca, FOZZ bowiem nie był zwykłym funduszem regulującym zobowiązania komunistycznego państwa wobec swoich wierzycieli na świecie. Była to świetnie skonstruowana i wcześniej przećwiczona operacja tajnych służb PRL- u, mająca także na celu wyprowadzenie z Polski gigantycznych sum i powrotny ich transfer do kraju, jednak już pod innym szyldem i przez innych właścicieli. Oficjalnie fundusz utworzono, aby płacić nasze długi, mniej oficjalnie, aby skupować je po okazyjnych cenach od różnych handlarzy długów. Zupełnie nieoficjalnie i w zasadzie tajnie FOZZ posłużyć miał do uwłaszczenia się komunistycznych bossów i stworzenia nowej elity, tym razem kapitalistycznej. Całą operację budowy wehikułu nadzorował komandor S.Terlecki z wojskowej bezpieki. Prace nad "projektem FOZZ" trwały już od 1986 roku a cała operacja był starannie utajniona. Kiedy przyszedł rozkaz w organach FOZZ - u zasiadali młodzi, zdolni komuniści,wykształceni na Zachodzie, na różnych stypendiach, płaconych przez różne fundacje. Ludzie zaufani i znający kapitalistyczne i finansowe mechanizmy. Mógłbym wymieniać, ale to wiedza powszechna. Całość, pod opiekuńczym okiem Czesława Kiszczaka świetnie funkcjonowała a miliony z Polski płynęły do różnych przedsiębiorców na całym świecie, ale i w kraju. Jednak sporo z tych milionów gdzieś wyparowało. Do dziś nie wiemy co się z nimi stało, możemy się jednak tego domyślać patrząc na fortuny naszych miliarderów.
Tak więc szukając ludzi i firm trafiłem na 30 prokuratorskich tomów akt sprawy FOZZ. Okazało się, że tomy tem dopiero co odnaleziono w piwnicach jednej z warszawskich prokuratur. Miałem szczęście, bo prokurator, który je dostał pozwolił mi je zobaczyć. Materiały te to prawdziwa księga dżungli. Niezwykłe zeznania o operacjach, bankach, numery kont, firmy. Duża część siatki fozzowskich firm z Francji, Niemiec, Panamy i rajów podatkowych. Firmy oficjalnie związane z rolnictwem, usługami, handlem samochodami itp, nieoficjalnie pracowały w zamaskowanym systemie trensferów pieniędzy z Funduszu. Wśród wielu interesujących nazwisk odnalazłem także nazwisko Josefa Tkaczika. To makler z Dusseldorfu, przez którego konto przechodziły pieniądze FOZZ - u. Pracował dla Polskich służb i realizował ich konkretne dyspozycje. Komu? Gdzie i ile? Tkaczik zasilał konta szacownych dziś osób, prowadzące obecnie duże i rozpoznawalne biznesy. Kiedy sposób i skala zleceń przeraziła go i zrozumiał, że prędzej czy później i on odpowie za aferę, postanowił zawiadomić polski rząd, i naszą ambasadę w RFN. Zrobił sobie alibi, wycofał się i zniknął. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Zanotowałem jego niemiecki adres, tak jak i inne zresztą, i czekałam na odpowiedni moment. Ten pojawił się dość szybko. Kiedy razem z Witkiem Gadowskim realizowałem cykl reportaży o arabskim terroryzmie i udziału w nim PRL - owskich służb, odwiedziłem Dusseldorf.
Przy okazji postanowiliśmy sprawdzić, czy adres, który zapisałem jest wciąż tym, pod którym mieszka Tkaczik. Kiedy zapukaliśmy do drzwi, otworzył nam mężczyzna, który okaał się być Josefem Tkaczikiem. Był bardzo zdziwiony naszymi odwiedzinami, nie krył zdenerwowania i strachu. Zaprosił nas jednak do środka i odpowiedział na wiele pytań. Wiedza, którą nam przekazał była porażająca. Skala defraudacji była olbrzymia a wszystko za przyzwoleniem i pod nadzorem polskiej centrali. Konta, banki, firmy, ludzie, itp. Mam gdzieś jeszcze nagrani z tego spotkania.
Kilka lat później Witek wydał swój debiut książkowy "Wieżę Komunistów". Na pierwszych stronach opisuje, jak główny bohater puka do drzwi pewnego niemieckiego maklera....Dobrze to opisał.
Mam nadzieję, że zatrzymanie Dariusza Przywieczerskiego, przez którego firmę - centralę handlu zagranicznego Universal przechodziły miliony z Funduszu, i w której w księgowości, w sekcji odpowiedzialnej za rozliczenia pieniędzy FOZZ - u pracował matka jednej z gwiazd polskiego dziennikarstwa to dopiero początek. Mam także nadzieję, że dowiemy się procesowo o skali defraudacji i poznamy pełną listę beneficjentów pieniędzy z FOZZ. szeroka opinia publiczna powinna wiedzieć z jakich pieniędzy powstały niektóre fortuny i skąd bierze się określona pozycja pewnych ludzi w Polsce? Prawda o FOZZ - ie , to prawda o polskiej transformacji, życiu politycznym i wielu zaskakujących karierach. Kiedy wyświetlimy spawy transferów z FOZZ - u, to, jak to powiedział niegdyś Czesław Kiszczak, wiele aureoli spadnie z głów.
p.s
Akta FOZZ - u, o których pisałem zaginęły ponownie. Trochę zdjęć jednak mam i zamierzam je opublikować
poniedziałek, 24 kwietnia 2017
Bunt?
Od dawna nie publikowałem nic na tym blogu. Trochę z braku
czasu, trochę z braku wystarczająco dobrych tematów. Jednak ostatnie wydarzenia
i kilka spotkań, które odbyłem w ciągu ostatniego tygodnia, skłoniły mnie do
napisania tego tekstu.
Stało się tak też dlatego, że jeden z moich przyjaciół,
wytrawny dziennikarz, kilka dni temu zadzwonił do mnie z pytaniem, czy
słyszałem coś o buncie w armii i w służbach specjalnych? Buncie, który może
skończyć się prawdziwym puczem. Przyznacie, że samo pytanie, nawet bez
jakiejkolwiek bez odpowiedzi jest niezwykle intrygujące. Cóż tak się składa, że pytanie mojego przyjaciela
utwierdziło mnie w przekonaniu, że być może jest coś na rzeczy.
Dlaczego? Otóż kilka dni temu podczas spotkania z
pewnym zasłużenie cieszącym się złą sławą pułkownikiem PRL – owskich służb
specjalnych, którego od dawna nakłaniam ujawnienia i opisania nieznanych wątków
z dwóch największych afer ostatnich lat, otrzymałem zaskakującą informację. Otóż grupa osób związanych z dawnymi
wojskowymi służbami specjalnymi próbuje zorganizować coś na kształt organizacji
politycznej, która w przyszłości mogłaby stać się nawet partią. Partią, która
stanie na drodze PiS – u. W tym celu ludzie ci krążą po różnych adresach,
odwiedzają wszystkich tych, którzy „ucierpieli z pisowskich rąk” i namawiają ich do udziału w
tym przedsięwzięciu. Dotarli także i do niego, obiecując mu w zamian za
przystąpienie do nich pomoc w rozwiązaniu
jego wielu poważnych problemów. W relacji tego człowieka zaniepokoiło mnie to,
że pomysłodawcy idei budowy swoistej przeciwwagi dla PiS – u docierają nie
tylko do dawnych oficerów WSI, WSW, II ZSZG WP, UOP, generałów, tych starych i
tych, którzy obecnie teatralnie rozdzierają szaty w mediach nad poczynaniami
A. Macierewicza, ale także szukają kontaktu z kapelanami wojskowymi i służb
mundurowych. Dlaczego z kapelanami? Odpowiedź na to pytane przysparza mi złych
myśli. Może kapelan potrafi lepiej
wyjaśnić, uzasadnić pewne rozkazy? A
może ich obecność ma stworzyć odpowiednie wrażenie, odpowiedni obraz
organizacji?
Według relacji mojego rozmówcy ludzie stojący za
tą dobrze zaplanowaną operacją dysponują potrzebnymi środkami na realizację
swojego celu. Pieniądze na zmontowanie organizacji pochodzą z wielu operacji paliwowych. Jedna z głównych
firm zasilająca finansowo ten „projekt” zarejestrowana jest na Cyprze a jej
właścicielem jest obywatel rosyjski, który w Polsce, jeszcze do niedawna,
poruszał się zupełnie swobodnie, mając rozległe kontakty także wśród
pracowników dawnego UOP- u i ABW. Do
projektu „Partia” powołano także fundację, mającą w swojej nazwie słowo „patria”.
Fundacja często w takich wypadkach pełni
rolę swoistej pralni pieniędzy.
W rozmowie z moim rozmówcą, w kontekście tych wszystkich działań przewijało
się także nazwisko znanego polityk, który jeszcze niedawno odgrywał ważną rolę
w naszej polityce. Jego aktywa w służbach i armii są wciąż nie do przecenienia.
Opowieść mojego rozmówcy była bardzo ciekawa, ale i
przerażająca. Abstrahując od oceny jego
wiarygodności i miejsca w historii, zastanowiła mnie jego motywacja. Po co mi o tym wszystkim powiedział?
Przecież cel naszego spotkania był zupełnie inny?
Nie sądzę, aby człowiek ten rzeczywiście przejmował się
losami kraju, prawdopodobnie w
przeszłości sam uczestniczył w podobnych operacjach a jego ręce, z
pewnością nie należą do tych czystych i nie
wiem, co latami z nich zmywał? Jednak
według jego słów odmówił emisariuszom. Czyżby ta odmowa stała się dla niego problemem? Czy organizatorzy tego
przedsięwzięcia składając mu propozycję wejścia do organizacji i powierzając mu
pewne sekrety i plany nie spodziewali się jego odmowy? Czy ta
wiedza dziś mu zagraża? Nie wiem także dlaczego odmówił? Jednak wszystkie te informacje
brzmią zbyt poważnie, by je zbagatelizować i przejść wobec nich
obojętnie. Stąd ten tekst. Do tego wszystkiego telefon mojego przyjaciela, o którym pisałem na początku…. Zakładam, że w jakimś stopniu wszytko to może być jakimś rodzajem gry, o której jeszcze niewiele wiemy. Jeśli jednak ktoś tak gra, to na jaki efekt jest ta zabawa obliczona?
poniedziałek, 14 listopada 2016
Pro Civili - kilka słów o wyroku
Po raz kolejny wraca sprawa
fundacji Pro Civili. Tym razem część opinii publicznej ekscytuje się faktem, że
jeden z głównych oskarżonych w tej
potężnej aferze – Piotr P. usłyszał
wyrok więzienia. Skoro tak, to wiele osób głośno zakrzyknęło, że sprawiedliwości
wreszcie stało się zadość a wyrok ten, to,
jeśli nie ostateczny, to z pewnością
jaskrawy dowód na słuszność decyzji o likwidacji WSI. Być może tak jest? Mam jednak dziwne wrażenie, że jest nieco
inaczej, że wyrok w sprawie działań złodziejskiej machiny, to jedynie wierzchołek
góry lodowej. Ma także wrażenie, że samej góry nikt jednak nie dotknął, nikt nie
zobaczył. Prawdopodobnie wiele osób zakłada jej istnienie, ale nie ma ochoty,
albo umiejętności, aby ją dostrzec, dotknąć.
Dlaczego bowiem nikt nie sprawdził dogłębnie wątku o udziale w aferze pewnego polskiego wojskowego - Z., który
jak mi się wydaje był ważniejszym elementem tej przestępczej układanki,
ważniejszym niż skazany Piotr P?
Według mojej wiedzy wojskowy, o
którym wspominam, to swego czasu szef pewnej
wyselekcjonowanej grupy polskich wojskowych, obiecujących oficerów, która wiosną
1981 roku udała się na szkolenie do Moskwy. Oficjalnie było to szkolenie
zorganizowane przez moskiewski Instytut Nafty i Gazu, w rzeczywistości gospodarzami był rosyjski
wywiad wojskowy GRU. Tematem szkolenia maiły być nowoczesne metody operacyjne i zacieśnienie bratniej współpracy.
Szkolenie trwało prawie rok a uczestniczyło w nim dwunastu oficerów LWP. Ich dowódcą był wówczas właśnie major Z., człowiek, który wiele lat później odegrał, jak
mi się wydaje znaczącą rolę w aferze Pro Civili. Według mojej wiedzy, po
zakończeniu szkolenia zamiast wrócić do Polski ze swoimi podopiecznymi, został jeszcze przez pewien czas w Moskwie. Po co? Tego nie wiem. Kiedy z wrócił do Polski jego kariera
rozwijała się harmonijnie. Co oczywiście nikogo nie powinno dziwić.
Wiele lat później Z. objawia się machinacjach
związanych z PC. Dziwnym trafem żona Z. także związana jest (była) ze służbami specjalnymi.
W III RP małżonka szefowała niezwykle
ważnemu wydziałowi rosyjskiemu (wschodniemu?) w pewnej agencji. Czy ktoś kiedyś badał ten związek? Związek zaufanego
oficera szkolonego przez rosyjski wywiad, jego żony odpowiadającej za sprawy
wschodnie na gruncie gigantycznych przestępczych machinacji? Ma to także
znaczenie w kontekście wielu informacji mówiących o tym, że spore kwoty z afery
PC trafiły właśnie na Wschód. Czy ten związek nie jest warty prześwietlenia?
Odtrąbiono sukces w śledztwie
dotyczącym afery Pro Civili. Do tego powiązania z byłym prezydentem i jego
nieskrywana miłość do WSI. Dla wielu to wystarczające.
Dziś polskie służby pocą się szukając miliardów wyprowadzonych za granicę
przez przestępcę grupy interesów. Miliardów, które są potrzebne dziś Polsce. Często
praca ta przypomina szukanie igły w stogu siana. Dziesiątki firm, nazwisk, raje
podatkowe, gubione tropy. W przypadku PC sprawa nie musi być aż tak trudna.
Odpowiedź na ważne pytania może znajdować się bliżej niż się komuś wydaje.
poniedziałek, 4 kwietnia 2016
Panama papers - polskie wątki
Kilka lat temu razem z Witkiem Gadowskim i Beatą Biel
zrealizowaliśmy cykl interesujących materiałów telewizyjnych dotyczących
międzynarodowego terroryzmu i jego polskich wątków. Okazało się, że linków
łączących międzynarodowych bandziorów, takich jak Palestyńczyk Abu Nidal,
lider Czarnego Wrzesnia Abu Daud ( mózg operacji porwania izraelskich
sportowców na olimpiadzie w Monachium), czy osławiony Carlos jest całkiem
sporo. Także zachodnioniemiecka Frakcja Czerwonej Armii, włoskie Czerwone Brygady a nawet irlandzka IRA
miały w swojej działalności polskie wątki. I to nie poboczne czy epizodyczne,
ale całkiem ważne.
Otóż, jak udało nam się ustalić podczas
wielu wywiadów z terrorystami i dowieść na dokumentach wytworzonych przez
PRL - owskie służby, większość z grup związanych ze światowym terroryzmem lat
osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zaopatrywał się w broń w naszym kraju.
Na świecie wybuchały bomby( Rzym, Ateny, Wiedeń), porywano statki ( Achille
Lauro) i samoloty a we wszystkich tych aktach terroru odnajdywano polskie ślady
- polską broń, polskie materiały wybuchowe, albo związane z naszym krajem firmy
pośredniczące w zaopatrywaniu terrorystów. Wiele z takich firm swoje siedziby
miało w Polsce, na ulicy Bagno w Warszawie, bądź w znanym warszawskim biurowcu
Intraco, na ulicy Stawki. Jedna z firm mieściła się w podwarszawskim
Błoniu, gdzie bywali nie tylko szemrani biznesmeni, ale także dyplomaci wielu
arabskich krajów. W Polsce ukrywali się, szkolili, odpoczywali i leczyli się
groźni terroryści - Abu Daud, Abu Nidal, Abu Bakr, Carlos zwany Szakalem. Bywał
tu pułkownik syryjskich służb specjalnych Hawari, który prawdopodobnie
przywiózł do Warszawy materiały wybuchowe, z których skonstruowano bombę, która
wybuchła w samolocie Pan Am nad Lockerbie zabijając setki osób. Kilka
tygodni przed zamachem spotkanie w tej sprawie odbyło się w hotelu Forum w
naszej stolicy.
Wielu z terrorystów robiło u nas poważne
interesy. Jednym z nich był Samir Najmedin bliski współpracownik Abu Nidala.
Jedna z firm Najmedina nazywała się SAS Investments Trading Company, inna,
to Overseas Corporation, która filię miała także w Londynie i Berlinie. Kolejna to Zibado Corporation, także mająca swoje przedstawicielstwo za naszą zachodnią granicą. Były także firmy w na ulicy Lektykarskiej, także w Aninie, gdzie mieszkał Abu Nidal . Wszystkie te firmy w
Polsce działały zupełnie legalnie, współpracując nie tylko z innymi podmiotami,
ale nawiązując oficjalne stosunki z ministerstwami. Na świecie ich
działalność była śledzona, bo wszyscy wiedzieli, że to firmy pracujące dla
międzynarodówki terrorystycznej, działającej pod czujna kuratelą sowieckiego
GRU. W Polsce terroryści mieli wsparcie i ochronę. Polskie służby, z
jednej strony wypierały się kontaktów z terrorystami, z drugiej zaś chroniły
ich, jak oczka w głowie.
Najmedin, to nie tylko prawa ręka Abu
Nidala, ale przede wszystkim człowiek innego bonza światowego
terroryzmu, Syryjczyka Monzera al - Kassara, Bez Al – Kassara, Abu
Nidal nie dokonałby większości swoich zamachów. To Al Kassar dawał mu wsparcie,
pieniądze, kontakty.
Al Kassar założył nawet w Wiedniu, wraz
z oficerami naszych służb firmę Alkassartronic, jednak po kilku miesiącach
towarzystwo musiało uciekać z Austrii, bo nawet tamtejsze, niezbyt skore do
działania w kwestiach terroryzmu służby zaczęły reagować, na to co dzieje
się w firmie. Oficjalnie firma miała handlować sprzętem RTV, jednak w
rzeczywistości chodziło głównie o broń. Dziś Al Kassar siedzi w amerykańskim
więzieniu. Oprócz nielegalnego handlu bronią Amerykanie zarzucili mu
handel narkotykami i inne poważne przestępstwa.
Al - Kassar często bywał w Warszawie,
zatrzymywał się w hotelu Victoria, gdzie na czas swojego pobytu wynajmował całe
piętro. Tam dobijał interesów, rozdawał prezenty polskim urzędnikom z
Ministerstwa Handlu i MSW (m in. złote zegarki) i ustalał szczegóły prowizji z
handlu naszą bronią. Polski oficer koordynujący jego operacje w naszym kraju
jeszcze do 2005 roku pracował w służbach. Po zwolnieniu zajął się
biznesem i często podróżował do Brazylii. Europejską bazą Al Kassara była
jednak hiszpańska Marbella, gdzie miał swoją posiadłość. Al Kassar miał także
przydomek Książę Marbelli. Jego sąsiadem w tym mieście był jeden ze bardziej
znanych polskich biznesmenów, znany głównie ze swoich medialnych talentów
i dokonań.
Polskę odwiedzał często także inny z
wielkich światowych handlarzy bronią wspierających terroryzm - Saudyjczyk z
tureckimi korzeniami Adnan Kashoggi. On również często korzystał z
naszej infrastruktury stworzonej na potrzeby interesów z terrorystami. Kupował
dużo i często. Na handlu bronią Kashoggi dorobił się prawdziwej fortuny. W
latach osiemdziesiątych uważany był za jednego z najbogatszych ludzi świata.
Jego nazwisko pojawiło się w głośnej aferze Iran - contras. W Polsce Kashoggi,
wśród PRL - owskich elit cieszył się prawdziwą estymą a kontakty z nim mieli
jedynie uprzywilejowani przedstawiciele władz i służb i to głównie wojskowych.
Dzięki kanałom zbudowanym przez Kashogieggo jeszcze w latach
dziewięćdziesiątych ludzie WSI prowadzili swoje interesy, nie bacząc na
ograniczenia, międzynarodowe sankcje i prawo.
Interesy z naszymi firmami zbrojeniowymi
dawały terrorystom dostęp do taniej i w miarę nowoczesnej broni a naszym
służbom, głównie wojskowym wielki profity. Według naszych informacji interes
kręcił się jeszcze do połowy lat dziewięćdziesiątych. Potwierdzają to
terroryści, z którymi rozmawialiśmy (Abu Bakr - współpracownik Abu Nidala i
Najmedina z SAS, Abu Daud). Wśród beneficjentów tego biznesu po naszej stronie
odnaleźć można wiele znanych postaci, nie tylko z kręgów służb specjalnych, ale
także z kręgów biznesu, bankowości i polityki - i to związanych z
do niedawna rządzącą partią. Nazwiska robią wrażenie.
Jak się okazuje w firmie SAS niepoślednią rolę odgrywał
Niemiec, niejaki Jurgen Mossack, który kiedyś był reprezentantem
terrorystycznej firmy SAS w Niemczech. Dziś z jego kancelarii wypłynęły sensacyjne
dokumenty, które mogą sugerować pranie pieniędzy przez przywódców wielu państw,
znane postacie i biznesmenów. Nie wiem czy wśród ponad miliona
dokumentów, które właśnie wyciekły znajdują się te na temat polskich interesów
i operacji, ale nie zdziwiłbym się gdyby tak było. Według naszych ustaleń w
końcówce lat osiemdziesiątych tylko z samych prowizji z nielegalnego
handlu bronią nasze służby zarobiły 450 milionów dolarów. Jaka część z
tych pieniędzy trafiła na konta w rajach podatkowych? Na stworzenie jakich
biznesów poszły te pieniądze? Czyje fortuny powstały na podwalinach
interesów z mordercami pokroju Abu Nidala? Kto boi się ujawnienia źródeł
swojego bogactwa i do dziś je ukrywa ? Mam podejrzenia, mam pewną wiedzę, ale
być może już wkrótce dowiemy się, jakie wielkie przedsięwzięcia w Polsce sfinansowano
z brudnych, terrorystycznych pieniędzy. Możemy być naprawdę zdziwieni.
Amerykanie z pewnością.
Jutro przedstawię kilka ciekawych dokumentów w temacie.
poniedziałek, 1 lutego 2016
Post dot. wpisu Agentura wpływu.
Oświadczam, że publikacja pt. "Agentura wpływu" zamieszczona w dniu 26 marca 2014 roku na moim blogu przemekwojciechowski.blogspot.com miała charakter science fiction, co oznacza, że nie opierała się na prawdziwych informacjach i nie opisywała postaci ani zachowań Edyty Żyły. Jeżeli mimo to naraziła Panią Edytę Żyłę na utratę zaufania w oczach opinii publicznej, wyrażam ubolewanie. Przemysław Wojciechowski.
czwartek, 24 grudnia 2015
Słyszałem sędziego TK Jerzego Stępnia! Słyszałem na własne uszy!
Proszę Państwa!!!
Wiem, jest czas Świąt, czas radości, nastroju, ale mimo to muszę się z Państwem czymś podzielić. Czymś szokującym.
Dziś, 24 grudnia 2015 roku w wigilię Bożego Narodzenia w Polsce przestał istnieć Parlament
i przestał istnieć Trybunał Konstytucyjny! Tak, drodzy Państwo! Nie mamy już
tych instytucji. Jako Polska, naród, państwo! Otóż Pan sędzia Jerzy Stępień, niegdysiejszy
przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego, podczas rozmowy z pewnym tytanem
dziennikarstwa w Polsat News ogłosił to publicznie! Przeprowadził analizę,
która nie pozostawia wątpliwości. Ostoje demokracji runęły, zostały starte w
pył, uleciały!
Dlaczego doszło do tej katastrofy? Otóż według Stępnia stało
się tak, bo
-większość parlamentarna, wybrana w wyborach powszechnych przegłosowała
ustawę o TK.
- zrobiła to wbrew
opozycji, wbrew jej zdaniu
- ustawa zmieniła
kształt trybunału
Tytan dziennikarskiego rzemiosła podskakując na swoim
krzesełku dopytywał: ale jak to, jak to możliwe? co się więc stało?
Pauza…
I...…
Tu sędzia Stępień przeistacza się w gwiazdę kina, gwiazdę wręcz światowego formatu, cedząc coś w stylu:
Niema już Parlamentu, nie ma już TK…
Dlaczego nie ma? To według Stępnia proste.
Otóż owa większość parlamentarna zrobiła to wszystko wykonując polecenia jednej osoby. Zrobiła to (prawdopodobnie) w
hipnotycznym transie, bezwolnie, bezwiednie. Tego Stępień
nie powiedział, ale ja domyślam się, że większość zrobiła to także wbrew sobie,
może ze strachu, może z innych powodów, trudno teraz dociekać!
Kogo polecenia
ta ciemna masa wykonywała? No tego szanowni
czytelnicy przecież się już domyślają.
Po tym występie tytan dziennikarstwa pokiwał głowa i rzucił
coś na w stylu: No tak, więc tak to wygląda…
A Stępień, coś w stylu: Tak, tak to właśnie teraz wygląda!
Oczywiście nie muszę dodawać, że w programie nie znalazł się inny głos, inna
opinia, choćby drugiej strony, choćby tej
opętanej przez diabła, oszalałej i bezwolnej większości parlamentarnej. Nic,
zero.
Potem newsy, jakiś
bełkot o bagnetach, o demonstrantach na ulicach protestujących w obronie demokracji
( w domyśle za opozycją, przeciwko większości) itp., itd.
Ręce opadają. Trudno to jakoś komentować. Nawet najwięksi zwolennicy odchodzącego
w niesławie układu słysząc taką medialną papkę robią dobą minę do tej kiepskiej
gry. Dokąd to doprowadzi? Co jest nagroda w tej grze? Kiedy przyjdzie
otrzeźwienie?
Nie jestem gotowy do radykalnych stwierdzeń, nie wiem, czy
kiedykolwiek będę , ale zastanawiam się kiedy ktoś ogłosi, koniec dziennikarstwa,
bądź rządy wszechobecnej głupoty, nazywanych dla niepoznaki inaczej? Kiedy jakiś
stępienioidalny osobnik publicznie powie: Precz z rozumem, precz z logiką! To
podłe i musi odejść! Nasze poglądy i nasze zdanie są jedynymi i jedynie słusznymi! Zaraz, zaraz, ale przecież
to już było! Stępniodalni doskonale pamiętają te czasy.
Wesołych…..
poniedziałek, 2 listopada 2015
Niszczenie dokumentów przez służby specjalne
Kilka ostatnich medialnych doniesień na
temat możliwości pośpiesznego niszczenia dokumentów w MSW, ale także
nocnych akcji zacierania śladów przestępczych działalności Agencji Wywiadu, BOR czy ABW wielu zmroziło krew w
żyłach. Jeśli chociaż część tych enuncjacji odpowiada prawdzie, to znaczy,
że degeneracja kierujących spec służbami, i szerzej całej formacji rządzącej, jest tak zaawansowana, że nie pomoże żadna reforma a jedynie jakaś opcja,
która w efektach zbliżyć powinna się raczej do napalmu niż do zwykłej wymiany
kadr. Jeśli to prawda, to znaczy, że
polskie służby specjalne to dobrze funkcjonujący przestępczy gang. Być może tak jest, bo sporo na potwierdzenie tej tezy można by znaleźć przykładów, jednak coś mi mówi, aby zastanowić się nad tym nieco dokładniej i spojrzeć na to także z innej strony.
Skąd moje wątpliwości?
Zanim odpowiem musze
zaznaczyć, że moja ocena działalności naszych spec - służb jest jak najgorsza. Bezruch, bezwład, wielkie
zaniechania, redukcja zainteresowań i kierunków działań, zajmowanie się tematami
właściwymi policji, bizantyjskie stosunki wewnątrz służby, strach i służalczość
wobec polityków, dorabianie na boku, ochrona prywatnych interesów, brak
profesjonalizmu. Polskie służby i ich zwierzchników czeka niebawem audyt i rzetelna ocena. Podejrzewam, że w przynajmniej kilku przypadkach konieczne będzie postawienie zarzutów. Jednak piszę to wszystko z nieco innego powodu. Piszę,
bo mam wątpliwości wobec tego medialnego show na temat przecieków i sensacyjnych informacji z kręgu tajnych służb, z jakim mamy do czynienia w ostatnim czasie.
Otóż w ostatnich kilku
miesiącach (a nawet dniach) w przestrzeni publicznej, niczym gwiazdy rozbłysły postacie świecące
szczególnie intensywnie. Gwiazdy te świecą wiedzą na temat mechanizmów
działalności służb, trawiących je patologii, promieniują przyjemnym światłem
tajnej wiedzy na temat związków tajnych służb z politykami, przedstawicielami
obcych mocarstw, zacieraniu śladów swoich przestępczych działań, skrywanych biznesów itp. Oskarżają i donoszą. Twierdzą, że znają służby od podszewki, bo były, pracowały, współpracowały, wiele widziały itp. To wszystko oczywiście jest bardzo
atrakcyjne, szczególnie dla mediów. Media więc podchwytują tematy i pompują tematy. Gwiazdy zacierają ręce i rosną niczym supernowe. Zastanawiam się jednak na
ile światło, którym świecą te gwiazdy jest światłem własnym – rzeczywista chęć
ujawnienia wszystkich patologii i podejrzanych związków, a na ile to jedynie światło
odbite, fałszywe – wynik pewnej zaplanowanej gry obliczonej na konkretny efekt.
Kilka godzin temu byłem
świadkiem pewnej rozmowy. Otóż jedna z takich świeżo narodzonych gwiazd
chwaliła się wykonaniem swojego zadania.
Na czym polegało owo zadanie? A no na podbiciu bębenka w taki a nie inny sposób
i przekazaniem warszawskim dziennikarzom kilku gorących informacji. W tym miejscu czytelnik zastanawia
się nad tym, po co ktoś „zadaniuje” kogoś do takiego zadania? Odpowiadając na pytanie posłużę się maksymą
„cui bono”, czyli kto zyskuje? Kto traci, to wiem, o tym, kto zyskuje być może nie tak łatwo się
przekonamy. Obawiam się , że za chwilę w szeregu chętnych do objęcia
najważniejszych stanowisk w polskich służbach specjalnych (także na stanowiskach różnej maści
doradców) ustawią się ci, o których dziś jeszcze niewiele wiemy, a którzy
właśnie rozkręcają tę niezwykle barwną karuzelę. Zmiana sztandarów? Nowy zaciąg gotowy do objęcia stanowisk? Czemu
nie. Forma się zmienia a treść pozostaje taka sama. Nowy zaciąg, jednak ciągłość zachowana. Ten mechanizm znamy
przecież od lat. Widzieliśmy to już w w 1989 roku a konsekwencje personalne trwają do dziś. Ustawka obliczona na kilka lat przetrwała do dziś.
W kontekście tego wszystkiego o czym pisałem nowemu rządowi i szefowi MSW
z tego miejsca życzę mądrości w decyzjach i przenikliwości umysłu. Także dziennikarze powinni wykazać się ostrożnością i wstrzemięźliwością w ocenie informacji. O kilku z nich się nie boję, mają wystarczającą wiedzę i doświadczenie, większość jednak tego brak.
środa, 29 lipca 2015
Jan Kulczyk nie żyje
Jan
Kulczyk nie żyje, świeć Panie nad jego duszą.
Najbogatszy Polak zmarł w skutek
powikłań pooperacyjnych. Operacji poddał się
nie w Polsce, nie w Londynie, lecz w Austrii, w Wiedniu. W zasadzie, to człowiek z jego majątkiem
mógłby zapłacić za swoją operację w każdym miejscu, w najlepszej klinice,
pod okiem najlepszego specjalisty. Wybrał jednak Wiedeń. Wybrał pechowo.
Wygląda
na to, że Jan Kulczyk lubił Wiedeń, miasto
od lat szczycące się mianem stolicy szpiegowskiego świata. JK najwyraźniej lubił
tam przebywać, spotykać się i rozmawia o interesach. Jego spotkanie sprzed
dziesięciu laty w jednej z tamtejszych
restauracji (która według naszego
dziennikarskiego śledztwa – mojego i
Witka Gadowskiego - należała do polskiego
biznesmena związanego z polskim wojskowym
wywiadem) przeszło do historii.
Otóż Kulczyk spotykał się tam z biznesowym tandemem o polskich korzeniach
Kuna – Żagiel, który to tandem przyholował na owo spotkanie znanego z afery
„Olina” rosyjskiego szpiega Władymira
Ałganowa. Na spotkaniu podobno miałbyć
także znany lobbysta marek D., ale tego
nie udało się ostatecznie potwierdzić (sic!).
Panowie
Kuna i Żagiel znali się z Ałganowem od
lat. Razem robili interesy w należącej do nich firmie Polmark, w której Ałganow
zakotwiczył się na moment.
O
czym Panowie Kulczyk, Żagiel, Kuna i Ałganow rozmawiali podczas wiedeńskiego
obiadu?
Oficjalnie o prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej i o tym, że Polacy mimo,
że wzięli 5 milionów $ łapówki, nie wywiązali się z obietnicy sprzedaży Rosjanom
( poprzez Roch Energy) RG.
Nieoficjalnie jednak rozmowa toczyła się także na temat innego wielkiego
energetycznego przedsięwzięci.
Jan Kulczyk planował zbudować most energetyczny
łączący Polskę z naszymi wschodnimi sąsiadami. Do tego potrzebował jednak
pieniędzy (nie swoich) i przyjaznego nastawienia Rosji. Pieniądze mieli
zorganizowani Kuna z Żaglem (międzynarodowa
inżynieria finansowa). Ałganow, który pracował już wówczas w państwowym
koncernie energetycznym miał załatwić
resztę. Jak się to skończyło? Wszyscy wiemy. Z interesu nic nie wyszło, bo
polski wywiad sporządził a później odtajnił notatkę (podobno zrobioną z nagrania zrealizowanego podczas obiadu, jednak
nagrania nigdy nie ujawniona ani nawet nie potwierdzono jego istnienia)
i dziwnym trafem sprawa wyciekła do
mediów, z miejsca stając się jedną z największych afer III RP. Do dziś oficjalnie nie wiadomo, dlaczego ktoś wsadził kij w
szprychy i poinformował nasze dziurawe
jak ser szwajcarski służby o tym spotkaniu, ale nawet kiepski obserwator może z
łatwością odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Jan
Kulczyk sądził, że potrafi porozumieć się z Rosjanami, że różnymi
sposobami potrafi ich przekonać, do tego, aby zgodzili się na jego interesy w obrębie
energetyki, prowadzone w byłych sowieckich republikach. Mam wrażenie, że się
pomylił a wszystko, co zdarzyło
się później jest na to dowodem.
Jednak
to go nie zniechęciło. Postanowił po raz
kolejny wejść do tej samej rzeki. Kulczyk miał ambicję zrobienia czegoś dużego
na Ukrainie. Chciał inwestować, powielać model biznesowy, który z powodzeniem
stosował w Polsce. Prywatyzacja, kupno – sprzedaż - pośrednictwo. Zaangażował się. W Kijowie
otworzył przedstawicielstwo, miał plany
i zaczął je realizować. I znów postawił na energetykę, która na Ukrainie wymaga
natychmiastowej reanimacji, zmian strukturalnych i wielkiego dofinansowania. Niemcy,
od lat są już na to gotowi. Doskonale wiedział o tym JK. Równolegle z Ukrainą Jan Kulczyk inwestował w
Afryce. Tam również w przeważającej części zapatrzył się na energetykę i
surowce. Ale tam również są Rosjanie i także
dbają o swoje interesy. Z tego co wiem, dbają bardzo agresywnie.
Ukraina
i Afryka to nie Polska. To truizm, ale mam kolejne wrażenie, że Jan Kulczyk o
tym zapomniał, stracił czujność, instynkt. A może tak jak w przypadku Ryszarda
Krauzego został z premedytacją wciągnięty w biznes, który nigdy miał
się nie udać? Krauze za swój romans z Rosjanami drogo zapłacił. Stracił
wiele, ale jakimś cudem udało mu się zachować cokolwiek . Może JK poczuł
się zbyt pewnie? Myślał, że skoro
wspiera kilka rosyjskich i białoruskich interesów w Afryce, to Kreml posunie
się trochę w energetycznym biznesie na Ukrainie i w regionie?
Jego śmiałe plany dotyczące unijnego komisarza do spraw energetyki, którym chciał zrobić
Pewnego Znanego Bufona osiadłego właśnie
w swoim dworku zdają się to potwierdzać. Bufon był zachwycony pomysłem JK, znał jego wpływy i możliwości, więc wierzył, że to możliwe. Tym bardziej, że fucha w Boeingu wciąż jest wielce niepewna.
Publiczny teatr - schodzenie ze sceny Bufona trwał jakiś czas a gawiedź miała ubaw. Nikt nie zastanawiał się jednak dlaczego taki, do niedawna, mocny pionek musi zostać zbity. Zwalenie wszystkiego na jego ego i nonszalancje jest naiwnością. Co bardziej oczadziali winą za polityczną śmierć Bufona obarczali jego wrogów politycznych z PiS.
Mniej naiwny wydaje się być wątek podsłuchów u Sowy i Przyjaciół, gdzie bywał JK i opowiadał o swoich planach. Także tych wobec Bufona, które wpisywały się w szerszą ekspansję. Tak czy owak Bufon szedł na dno - stopniowo i sukcesywnie. Dziś odszedł JK.
Publiczny teatr - schodzenie ze sceny Bufona trwał jakiś czas a gawiedź miała ubaw. Nikt nie zastanawiał się jednak dlaczego taki, do niedawna, mocny pionek musi zostać zbity. Zwalenie wszystkiego na jego ego i nonszalancje jest naiwnością. Co bardziej oczadziali winą za polityczną śmierć Bufona obarczali jego wrogów politycznych z PiS.
Mniej naiwny wydaje się być wątek podsłuchów u Sowy i Przyjaciół, gdzie bywał JK i opowiadał o swoich planach. Także tych wobec Bufona, które wpisywały się w szerszą ekspansję. Tak czy owak Bufon szedł na dno - stopniowo i sukcesywnie. Dziś odszedł JK.
JK miał plan i nie wahał się go realizować Myślę,
że kolejny raz popełnił błąd. Myślę także, że i w pewnych berlińskich kręgach
dominuje podobne przeświadczenie a nawet zdziwienie tym, że z pozoru prosta operacja zakończyła się
śmiercią pacjenta.W Wiedniu.
środa, 10 czerwca 2015
Zbigniew Stonoga - a propos
Drodzy Czytelnicy tego bloga,
po zastanowieniu się postanowiłem napisać kilka zdań a
propos ostatniego tekstu o Zbigniewie S.
Otóż chciałbym
wyraźnie zaznaczyć, że nie wiem jakie są prawdziwe motywacje, które
kierowały Zbigniewem S. Jeśli kierują nim te, o których mówi publicznie, to ja
go rozumiem. Nie wiem, czy zrobiłbym to samo, pewnie nie, ale go rozumiem i w
jakiś sposób rozgrzeszam. Jeśli jednak są to inne kwestie, to ja, nie
przesądzając o niczym, podnoszę je,
piszę o tym w tym miejscu.
Chcę zaznaczyć, że w ostatecznym rozrachunku, dzięki
działaniom Z.S. opinia publiczna dowiedziała się o wielu sprawach, często
bulwersujących na temat sposobu
sprawowania władzy, styku biznesu i polityki. Być może to ma wartość
najważniejszą.
Poznałem Pana Zbigniewa na gruncie zawodowym wiele lat temu.
Ta znajomość nie należy do tych, które jakoś szczególnie miło wspominam i sobie
cenię. Kilka miesięcy temu Zbigniew S. , niejako w odwecie za mój film o nim
opublikował o mnie kłamliwy i wielce krzywdzący materiał. Nie odbieram mu tego
prawa, zachowując jednak swoje prawo do dochodzenia swojego dobrego imienia
przed sądem. Zbigniew S. , realizując
ten film miał pełna świadomość faktu, że materiał ten w warstwie oskarżającej
mnie nie polega na prawdzie.
Tekst o S. powstał,
bo wydaje mi się, że powinien. Napisałem kilka zdań z kilkuset, które mógłbym.
Chcę
jednak zaznaczyć, że Zbigniewa S. nie spotkałem od wielu lat. Być może dziś
jest innym człowiekiem, lepszym, działającym według innych, wartości, niż te którymi, według mojej oceny
kierował się przed kilkoma latami.
Wiem, że ostatnie i obecne
działania Z.S przysparzają mu wielu zwolenników. Oni mu wierzą i
popierają go. Dziś dla nich jest bohaterem. Nie chce z tym polemizować,
oceniać. Nie chcę w nikogo uderzać, ani nikogo hejtować. Jeśli Z.S robi dobre rzeczy, to należy go
wspomagać. Jeśli nie, to powstrzymać go.
Dzielę się jedynie swoimi wątpliwościami. Zadaje
pytania, szukam odpowiedzi. Nie szukam rewanżu, ani nie działam na niczyje
zlecenie. Piszę w odpowiedzialności, w ramach szerszej debaty, nie przeciwko
komuś, ale być może czemuś. Jeśli Z.S przekona wielu wątpiących w swoje intencje, to oni staną przy nim. Czy tak jednak będzie?
Dziękuję.
Subskrybuj:
Posty (Atom)